Maszyna wciągnęła mu dwa palce. Żona zrobiła opatrunek i wezwała karetkę. Ta przewiozła pana Franciszka do szpitala w Częstochowie. Po serii badań ostatecznie trafił jednak do kliniki w Łodzi. Jednego z palców nie udało się uratować. Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy sprawdzą, czy doszło do lekarskiego błędu, który mógł przyczynić się do amputacji.
- Najpierw prześwietlenie, później pobranie krwi. Potem lekarz kazał sanitariuszowi zawinąć rękę. I tak już zostało, nic z tym palcem więcej nie robili. Przez około godzinę leżałem na łóżku. Nikt się mną nie zainteresował. Ten ucięty palec leżał na drugim palcu. Nie były schładzane - skarży się Franciszek Kuras.
Poszukiwanie lekarza
23 stycznia - po tym jak elektryczna piła uszkodziła mu lewą dłoń - trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie. Tamtejsi lekarze zdecydowali jednak, że konieczna jest pomoc chirurga z jednego z czterech szpitali retransplantacyjnych w Polsce. Jedynym, który miał wówczas dyżur, był szpital w Szczecinie. Transport jednym śmigłowcem z Częstochowy do Szczecina nie był jednak możliwy.
- Lekarz dyżurny zaczął więc szukać z własnej inicjatywy ośrodka, który znajduje się bliżej i do którego moglibyśmy tego pacjenta przekazać. Znalazł taki ośrodek w Łodzi. Profesor, do którego się zwrócił, opisując przypadek, powiedział, że zgodzi się na przyjęcie pacjenta pod warunkiem, że prześlemy wszystkie dokumenty związane z dłonią. Lekarz od razu zaczął więc przesyłać te dokumenty - przekonuje rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie, Magdalena Sikora.
Dezinformacja?
O trudnościach nie poinformowano jednak pana Franciszka. - Dopiero kiedy przyjechała córka i poszła do lekarzy, okazało się, że czekam na karetkę do Łodzi. Bardzo się denerwowałem. Nikt mnie nie poinformował, że będę przewieziony w inne miejsce. Do Łodzi dotarłem przed godz. 19. Lekarz zobaczył palec. Był zimny i siny. Po konsultacji z innymi lekarzami stwierdził, że palec jest nie do uratowania - tłumaczy Franciszek Kuras.
Częstochowski szpital nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. - Jesteśmy spokojni. Szpital stoi na stanowisku, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, żeby pomóc pacjentowi - twierdzi Magdalena Sikora.
O tym, że palec był trudny do uratowania, mówi Jacek Dudek, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi. To właśnie ten szpital zgodził się na przyjęcie Franciszka Kurasa. - Jeśli uszkodzenia są spowodowane piłą elektryczną, tkanka jest rozrywana. Najczęściej nie ma możliwości uratowania takiej kończyny - zauważa Dudek.
Sprawa w prokuraturze
Sprawą z urzędu zajęła się prokuratura. Śledczy zbadają, czy nie doszło do zaniechania ze strony szpitala albo pogotowia. - Informacje o tej sprawie uzyskaliśmy od mediów. Musi upłynąć określony czas, który pozwoli organom ścigania, policji dotrzeć przede wszystkim do pokrzywdzonego, przesłuchać świadka i wyjaśnić wszystkie okoliczności tej sprawy - mówi prok. Robert Wypych z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Dodaje, że "w sprawach o charakterze lekarskim, w których potencjalnie można mówić o jakichś błędach lekarskich, należy zachować daleko idącą powściągliwość".
Pan Franciszek trafił najpierw do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Paweł Skalski