Przez dziesięć lat przygotowywali się, by powtórzyć w Katowicach ten "trudny marsz". W czwartek i piątek ważyły się losy, czy nie spotkają się na ulicy z przeciwnikami. Prezydent Katowic nie dopuścił do tego, chociaż sprawa skończyła się w sądzie. Wyszli w sobotę. Zostali zwyzywani i spisani za orła na tęczowym tle.
W czasie sobotniego Marszu Równości w Katowicach Policja spisała kilkadziesiąt osób. Gros z nich - za obraźliwe hasła rzucane pod adresem uczestników marszu przez uczestników innego zgromadzenia. Kilku - za orła białego na tęczowym tle.
- Zareagowaliśmy na sygnały osób postronnych, które zgłosiły, że niektórzy uczestnicy marszu noszą symbole obrażające gołdo państwowe - wyjaśnia Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Materiały w tej sprawie zostaną przekazane do oceny prokuraturze. Chodzi o artykuł 137 kodeksu karnego.
Kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Kodek Karny, art. 137. § 1.
Prócz tych incydentów, było spokojnie.
Przygotowani na kontrmanifestacje
Takiego marszu dawno nie było w stolicy Śląska.
- Od dziesięciu lat myśleliśmy o tym, by wrócić do Katowic. Próbowaliśmy zwiększyć świadomość o istnieniu LGBT. Jest to trudny temat dla wielu osób. Uczyliśmy w szkołach, robiliśmy spontaniczne akcje na mieście. Przygotowywaliśmy się ponad rok, spotykaliśmy się w grupach kilkunastoosobowych - opowiadał nam po marszu Tomasz Kołodziejczyk ze stowarzyszenia Tęczówka.
Współpracowali z władzami miasta i policją, by marsz przebiegał jak najbezpieczniej. - Poinformowaliśmy policję, że pojawią się uczestnicy z orłem na tęczowym tle, bo to dla nas ważny symbol, oznaczający, że jesteśmy Polakami, że Polacy są różnorodni - mówi Kołodziejczyk.
Nie ma pretensji do tego, że policja wylegitymowała uczestników z kolorowym godłem, bo nikt nie został zatrzymany.
Jak podkreślał, byli przygotowani na półtora tysiąca uczestników, a przyszło dwa razy więcej. Spodziewali się też kontrmanifestacji.
Ta została zgłoszona przez środowiska narodowe do urzędu miasta, jednak prezydent Katowic Marcin Krupa nie wyraził na nią zgody uzasadniając decyzję troską o bezpieczeństwo mieszkańców. Organizatorzy kontrmanifestacji planowali ją na ten sam czas, co Marsz Równości i inne, zgłoszone wcześniej imprezy, związane z urodzinami miasta.
Narodowcy zaskarżyli sprawę do sądu, który w czwartek uchylił decyzję prezydenta Katowic. Jednak Krupa nie odpuścił i zwrócił się o rozpatrzenie tej decyzji do Sądu Apelacyjnego.
Rozprawa odbyła się w piątek, czyli dzień przed Marszem Równości, za zamkniętymi drzwiami. Sąd apelacyjny unieważnił decyzję sądu okręgowego, przyznając rację prezydentowi Katowic.
- Cieszymy się, że sąd apelacyjny przychylił się do naszych argumentów, bezpieczeństwo mieszkańców jest dla nas najważniejsze. W Katowicach każdy ma prawo demonstrować swoje poglądy, zgodnie z poszanowaniem prawa oraz zachowaniem bezpieczeństwa, także tutaj służby działają zgodnie z przyjętym i obowiązującym prawem - skomentowała wyrok Ewa Lipka, rzeczniczka katowickiego magistratu.
Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Jarek Marciniak/ KOD