To była żmudna i niebezpieczna akcja. Ziemia przysypała mężczyznę, który kopal studnię. Głęboka, niezabezpieczona dziura, dookoła budynki, utrudniające kopanie, osuwająca się cały czas ziemia, i strach, że koparka zrani poszkodowanego. Strażacy wydobyli go po dwóch dniach. Nie żyje.
- Będziemy kopać aż do skutku, aż znajdziemy człowieka - zapewniali strażacy z Częstochowy i tak zrobili, chociaż akcja była bardzo trudna. Zagrażała ich bezpieczeństwu.
W poniedziałek o 12.50 strażacy dostali zgłoszenie, że w Gorzelni pod Częstochową został przysypany 58-letni mężczyzna. - Stało się to podczas prowadzenia prac ziemnych, kopania studni - mówi Dariusz Gieroń z PSP w Częstochowie.
Wykop, jak się okazało, nie był w żaden sposób zabezpieczony. Znajdował się na prywatnej posesji. Nieoficjalnie wiadomo, że wykonywała go rodzinna firma - ojciec i syn. Ojciec znajdował się na głębokości około 7 m, gdy ziemia osunęła się.
Od początku nie dawał znaku życia
Na miejscu pracowało osiem zastępów straży pożarnej, specjalistyczna grupa ratowniczo-poszukiwawcza z Jastrzębia Zdroju oraz ratownicy górniczy. W wykopie wykonali szalunek, używając specjalnych podpór, używanych w trakcie akcji w katastrofach budowlanych. Piaszczysta ziemia mimo to cały czas się obsuwała.
Ziemię wydobywała koparka - Musieliśmy pracować powoli, również dlatego, że każdej chwili mogliśmy natrafić na poszkodowanego - wyjaśnia Gieroń.
Z mężczyzną od początku nie było żadnego kontaktu. Udało się go wydobyć we wtorek o 21.15. Niestety, już nie żył.
- To była jedna z najtrudniejszych naszych akcji - powiedział Wojciech Piechaczek z SGPR w Jastrzębiu.
Śledztwo prowadzi prokuratura. Już zarządziła sekcję zwłok.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: PSP Częstochowa