Kiełbasa była wydrążona w środku i nafaszerowana trocinami oraz cuchnącą substancją chemiczną. Leżała w trawie między blokami i Gacek zaczął ją jeść. Gdy pani Katarzyna to zauważyła, natychmiast zabrała psa do weterynarza. Gacek został uratowany, ale kiełbasy nikt nie chce zbadać. Opiekunka psa pozbierała wszystkie kawałki i trzyma je w swojej lodówce jako dowody rzeczowe.
8 czerwca po godzinie 16 w Jaworznie pani Katarzyna wypoczywała z dwuletnim synem i psem Gackiem na skwerze między blokami. W pewnym momencie zauważyła, że Gacek mlaska, próbując pozbyć się trocin z języka.
- Czasem je trawę, ale tym razem wyjęłam mu z pyska kawałek kiełbasy parówkowej - opowiada kobieta. - Była wydrążona w środku i nafaszerowana trocinami, na końcu zatkana chusteczką higieniczną. Trociny były nasączone jakąś substancją chemiczną. Zawodowo zajmuję się chemią, ale ten zapach nie przypominał mi ani preparatu medycznego, ani dezynfekcyjnego, nic. Był silnie drażniący.
Świeży stan zapalny wątroby
Natychmiast pojechała z Gackiem do lekarza weterynarii, który podał psu środek wymiotny. Zwierzę po 10 minutach zwróciło kiełbasę z tajemniczą zawartością, ale wyniki badań krwi ujawniły świeży stan zapalny wątroby.
W drodze od weterynarza pani Katarzyna wstąpiła do straży miejskiej. - Zgłoszenie przyjęto w formie ustnej. Powiedziano mi, że powiadomią Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - relacjonuje.
I wróciła na skwer, gdzie rozstawiła własnoręcznie wykonane plakaty z ostrzeżeniem dla innych mieszkańców.. - Razem z inną mieszkanką znalazłyśmy w trawie kolejne trutki, kawałek kiełbasy oraz trzy zawiniątka z sera i szynki, przewiązane biała nitką, wypełnione trocinami o podobnym zapachu, zatkane chusteczką - opowiada.
Zabrała trutki ze sobą.
Policja nie ma lodówki
Następnego dnia rano postanowiła zgłosić sprawę na policji i do sanepidu. - W sanepidzie powiedzieli, że nie mają laboratorium, żeby przebadać trutkę i że wydział kryminalny policji powinien się tym zająć. Dyżurny komisariatu powiedział, że to sprawa dla dzielnicowego i dał mi do niego numer. Dzielnicowy powiedział, że nie ma możliwości zabrania dowodów. Wszyscy wykazywali się zrozumieniem, nawet wzburzeniem, ale mam wrażenie, że zadziałała spychologia. W końcu zadzwoniłam do radcy prawnej w urzędzie miasta, co robić. Poinstruowała mnie, by wrócić na policję i złożyć pisemne zawiadomienie o przestępstwie - próbie zabicia psa poprzez zatrucie, żeby został jakiś ślad.
Tak zrobiła jeszcze 9 czerwca. Piotr Kulig z biura prasowego komendy policji w Jaworznie potwierdza, że zostało przyjęte. Ale trutek nie przyjęli. - Odesłali mnie z materiałem dowodowym do domu z prośbą, żebym to trzymała w lodówce. Że sprawa trafi do naczelnika, który wyznaczy osobę prowadzącą i zaraz będzie piątek i weekend, a oni nie mają tego jak zabezpieczyć. Żebym dzwoniła w poniedziałek. Zadzwoniłam z samego rana, ale osoba wyznaczona dopiero zapoznawała się ze sprawą - relacjonuje jaworznianka.
- Mamy magazyn dowodów rzeczowych, ale nie ma tam lodówki - przyznaje Kulig.
Pani Katarzyna zamknęła trutki w metalowej puszcze i włożyła do własnej lodówki. - Nie mogę przecież wyrzucić dowodów rzeczowych - mówi.
Kulig: - Prowadząca sprawę jest w kontakcie z panią Katarzyną. W naszej komendzie pracują nad tym, żeby odebrać te dowody i przekazać bezpośrednio do naszego policyjnego laboratorium.
Dopóki dziecko tego nie zje
Piotr Kulig sprawdził, że to pierwsza tego typu sprawa w Jaworznie. Tymczasem gdy pani Katarzyna opisała sprawę na facebookowej lokalnej grupie opiekunów psów, pani Dagmara odpisała: Podłęże, aleja Piłsudskiego takie kąski przed chwilą (00.30) pod klatkami, pierwsza myśl może komuś wypadła, ale nie pod każdą klatka uważajcie na psiaki.
- Strażniczka miejska mówiła mi, że podobna sprawa zdążyła się w innej dzielnicy, ale z rybą. Trutka była w rybie - mówi pani Katarzyna. - To nie jest błaha sprawa. Rodzic sadza na trawie małe dziecko, żeby miało kontakt z naturą, pooglądało robaczki, dotknęło kwiatki. Jeśli dziecko znajdzie taką trutkę, weźmie do buzi albo potrze sobie rączką oczy? Obawiam się, że dopóki dziecko się nie zatruje, nie będzie dochodzenia.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne