Po wypadku uciekli. "Gdyby pies ich nie znalazł, pasażer mógłby nie przeżyć"

Po wypadku schowali się w zaroślach
Po wypadku schowali się w zaroślach
Źródło: Bielskie Drogi

Kierowca przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, zderzył się z innym samochodem, dachował, staranował dwie latarnie i trzy znaki drogowe. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, w samochodzie sprawcy wypadku nikogo nie było. Na poszukiwania ruszył policyjny pies. Dwieście metrów dalej, w zaroślach znalazł dwóch mężczyzn. Jeden był w ciężkim stanie.

Do wypadku doszło w niedzielę, około godziny 21 w Bielsku-Białej.

Audi jechało ulicą Andersa w stronę dzielnicy Mazańcowice. - Na skrzyżowaniu z ulicą Michałowicza kierowca audi nie zastosował się do sygnalizacji świetlnej - do światła czerwonego i nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy renault, który jechał Michałowicza w kierunku ulicy Babiogórskiej - mówi Roman Szybiak, rzecznik policji w Bielsku-Białej.

Audi po zderzeniu z renault dachowało, uderzyło w dwie latarnie i trzy znaki drogowe, uszkadzając je.

Gdy policjanci przybyli na miejsce, w audi nikogo nie było.

Młodszy był trzeźwy i w złym stanie

Kierowca renault jechał sam i nic mu się nie stało.

W poszukiwanie kierowcy audi ruszył przewodnik z psem policyjnym. - Szybko wytropił dwóch mężczyzn w wieku 38 i 33 lat. Byli około 150-200 metrów od wypadku. Uciekli pieszo i ukryli się w zaroślach - mówi Szybiak.

Policja ustaliła wstępnie, że audi w chwili wypadku kierował starszy z mężczyzn. Nie był ranny. Policjant musiał go obezwładnić, bo próbował znowu uciekać.

Natomiast młodszy - najprawdopodobniej pasażer - miał poważne obrażenia. Gdyby nie trafił szybko do szpitala, według Szybiaka mógłby stracić nawet życie.

33-latek był trzeźwy. Starszego nie dało się przebadać alkomatem, bo - jak mówi rzecznik - był bardzo pobudzony. Obu pobrano krew do badań.

Są w szpitalu, nie zostali jeszcze przesłuchani.

Autor: mag/ec / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: