Pan Piotr zauważył na drodze ekspresowej auto z kobietą i mężczyzną w środku, które jechało zygzakiem. Postanowił je zatrzymać, zabrał parze kluczyki i doszło do szarpaniny. - Kobieta powiedziała, że mnie zabije - i tak zaczął się pościg. Jak się okazało, 38-latka wracała z 40-latkiem z grzybobrania. Byli pijani, przejechali skrzyżowanie na czerwonym i rozbili samochód.
Niedzielne wczesne popołudnie, droga krajowa numer 86 na wysokości Będzina w województwie śląskim. Pan Piotr (imię zmienione) jedzie z ciężarną żoną, pięcioletnią córką i teściową oplem astrą w stronę Siewierza.
- Zorientowałem się, że van za mną jedzie zygzakiem, z włączonym lewym kierunkowskazem, chociaż nikogo nie wymija. Pomyślałem, że kierowca musi być nietrzeźwy - opowiada pan Piotr.
Przypuszcza, że inni kierowcy też dostrzegli niebezpieczną sytuację. - Zainicjowałem zatrzymanie vana. Wyjechałem mu przed maskę, włączyłem światła awaryjne i zacząłem go blokować, spowalniać. Inni kierowcy otoczyli go z boków i od tyłu, żeby nie miał możliwości ucieczki.
W tym czasie żona pana Piotra dzwoniła po policję.
Van - potężniejszy od astry ford s-max - stanął. Ale akcja, przez którą pan Piotr nie spał kolejne noce, dopiero się zaczęła.
Walka o kluczyki
Pan Piotr pamięta, że z forda od strony pasażera wysiadła kobieta. Lat 38, jak podaje policja. Towarzyszył jej 40-letni mężczyzna, który - wedle ustaleń policjantów - nigdy nie miał prawa jazdy. - Widziałem, jak w środku auta przesiadł się z miejsca kierowcy na miejsce pasażera - mówi pan Piotr.
Wykorzystał ten moment - podbiegł do vana od strony kierowcy, otworzył drzwi i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. - Dopadła mnie ta kobieta i próbowała odebrać kluczyki. Sekundę później dołączył do niej mężczyzna. Miał butelkę w ręce. Szarpali mnie. Widziałem, że inni kierowcy gdzieś dzwonili, pewnie na policję, ale nikt nie wysiadł, żeby mi pomóc. Wyrzuciłem te kluczyki najdalej jak mogłem, w stronę rowu, żeby mnie zostawili.
Para zaczęła szukać kluczyków, ale nie odpuścili panu Piotrowi. Miał usłyszeć od kobiety wulgarną groźbę, że go zabiją. Pan Piotr: - Wsiadła za kierownicę i zaczęła tę groźbę realizować.
Czerwone światło na skrzyżowaniu
Rzucił się do ucieczki. Najpierw pieszo - zaparkował około sto metrów przed vanem. Wskoczył do auta i szybko doszedł do dużej prędkości, bo ford zbliżał się do niego. - Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty bieg. Nie zdejmowałem nogi z gazu. Jak silnik ma ponad 150 koni, w niecałe 10 sekund rozwija 100, 120 na godzinę. Nie wiem, ile miałem na liczniku. Nie patrzyłem. Bałem się, że napotkam jakąś przeszkodę. Wtedy ten ford we mnie wjedzie i będzie karambol. Córeczka płakała, żona w piątym miesiącu ciąży.
Pościg mógł trwać kilkanaście sekund. Dla pana Piotra do była wieczność. Na pierwszym skrzyżowaniu w Sarnowie zobaczył czerwone światło sygnalizacji. Zwolnił, ale ford się zbliżał, nie zmieniał prędkości.
Lewy pas - zajęty. Prawy pas - zajęty. - Wcisnąłem w lukę między samochodami na środkowym pasie. Miałem na to pół sekundy. Sekunda i już by było po nas. Niestety ford wjechał w lukę za nami. Musiałem wtargnąć na skrzyżowanie na czerwonym - opowiada.
Za skrzyżowaniem, zamiast jechać prosto, odbił w lewo na jezdnię o przeciwnym kierunku - ten ostatni moment pościgu zarejestrowała kamerka samochodu jadącego w stronę Katowic. Pan Piotr jest zawodowym kierowcą, wykorzystał swoje wieloletnie doświadczenie. Wykalkulował, że pijany kierowca w dużym, ciężkim samochodzie nie jest w stanie wykonać z zaskoczenia takiego manewru.
Na nagraniu widać, że ford próbuje na skrzyżowaniu jechać za oplem. Nie widać efektu końcowego - jak wbija się w bariery energochłonne, rozdzielające jezdnie.
Nikt nie odniósł obrażeń
- Kierujący oplem astra zdecydował się na interwencję obywatelską, ale całe zdarzenie nie zakończyło się w tym momencie i miało dalszy niebezpieczny przebieg. Kobieta i mężczyzna z forda zaatakowali interweniującego mężczyznę, a potem zaczęli go gonić - potwierdza zdarzenie Paweł Łotocki, rzecznik policji w Będzinie. Zdarzenie przedstawiło policji w podobny sposób także wielu świadków.
- Liczymy na odpowiedzialność kierowców za bezpieczeństwo na drodze. Ale z uwagi na ich własne bezpieczeństwo odradzamy podejmowanie takich interwencji. Jeśli ktoś zachowuje się na drodze w sposób podejrzany, należy zgłosić to na policję, podać numer rejestracyjny, lokalizację pojazdu - dodaje Łotocki.
Policjanci ustalili, że 40-latek i jego 38-letnia partnerka wracali z grzybobrania. Każde z nich miało w organizmie prawie dwa promile alkoholu.
Kobieta już usłyszała zarzuty: jazdy pod wpływem alkoholu, spowodowania kolizji i gróźb karalnych. Mężczyzna ma mieć przedstawione zarzuty dzisiaj.
Oboje są na wolności, bo, jak wyjaśnia Łotocki, nie było podstaw do zastosowania aresztu. - Nikt nie odniósł obrażeń - mówi policjant.
Źródło: TVN 24 Katowice