Gdy trzy lata temu Anna G. zaginęła, matka próbowała poszukiwać jej na własną rękę. Rozwieszała w okolicy plakaty, ale zabroniła jej tego straż miejska. - Usłyszałam, że zaśmiecam miasto - mówi kobieta. Okazuje się, że donos na nią złożył wtedy mąż zaginionej - policjant, który został właśnie aresztowany pod zarzutem zabójstwa żony.
Marek G., policjant z Sosnowca został w środę wieczorem aresztowany pod zarzutem zabójstwa żony Anny. Policja przekonuje, że od początku był o to podejrzewany. Jak opowiedziała reporterce TVN24 Michalina Kaczyńska, matka Anny, zięć zachowywał się dziwnie. Zgłosił zaginięcie żony dopiero po dwóch dniach i to w taki sposób, że nie podjęto interwencji. - Powiedział, że wyszła z domu, mówiąc, że wróci za dwa dni. Sugerował, ze uciekła z kochankiem. Dopiero jak zrobiliśmy z mężem awanturę na komendzie, rozpoczęto poszukiwania - mówi Kaczyńska.
Przekonuje, że Marek G. nie pomagał w poszukiwaniach, ba, utrudniał je. Pani Michalina rozwieszała wraz z mężem plakaty z wizerunkiem i danymi córki z prośbą o pomoc w poszukiwaniach. Najwięcej w Czeladzi, gdzie Anna mieszkała z mężem.
Donos i groźba aresztu
- Ktoś doniósł do straży miejskiej w Sosnowcu i Czeladzi, że zaśmiecamy miasto, rozwieszając plakaty w miejscach niedozwolonych. To nie były przecież plakaty, informujące o sprzedaży węgla, ale o tragedii rodzinnej, że zaginęło nam dziecko. Straż z Sosnowca nas nie wezwała, ale czeladzka tak. Dostałam pouczenie. Chcieli mnie zamknąć. Powiedzieli, że grozi mi areszt na trzy miesiące. Odpowiedziałam, mogę siedzieć i jak wyjdę, nadal będę rozwieszać plakaty - opowiada pani Michalina.
- Nie powiedzieli, kto na nas doniósł, ale jestem na 99 procent pewna, że to zięć - dodaje matka zaginionej.
- Straż miejską powiadomił o tym wykroczeniu Marek G. - potwierdza Agnieszka Wichary z prokuratury okręgowej w Sosnowcu.
Krzysztof Niebylski, komendant straży miejskiej w Czeladzi mówi, że nie pamięta tej interwencji. - Zgodnie z kodeksem wykroczeń na rozwieszanie plakatów trzeba mieć zgodę właściciela obiektu, na którym są rozwieszane. Jeśli ktoś nam zgłosi o nielegalnym rozwieszaniu, wszystko jedno kto, musimy podjąć interwencję - mówi Niebylski.
Biuro prasowe urzędu miejskiego w Czeladzi informuje, że "po przeprowadzeniu czynności wyjaśniających odstąpiono od skierowania sprawy do organu orzekającego".
Procedura niweczy odnalezienie
- Rozwieszanie plakatów dotyczących zaginięcia osoby nie jest uregulowane prawnie i takie plakaty traktowane są jak każda inna nalepiana kartka papieru. W większości przypadków jednak służby nie interweniują w takich sprawach, osoby rozwieszające plakaty nie są pociągane do odpowiedzialności - mówi Aleksander Zabłocki z Fundacji Itaka.
- Każda gmina ma inne przepisy, ale generalnie przed rozwieszaniem plakatów powinniśmy się zgłosić do administratora obiektu, zapytać, czy możemy, to długo trwa i przez tę procedurę uzyskiwania pozwolenia akcja poszukiwania może stracić sens, no najbardziej skuteczne są poszukiwania w jak najkrótszym czasie od zaginięcia - dodaje Zabłocki.
Wciąż poszukiwana
Anna G. zaginęła 7 lipca 2012 roku. Do dzisiaj nie znaleziono jej ciała. Mąż Anny nie przyznał się do morderstwa. - To na razie jedna z hipotez. Dopóki nie zostanie potwierdzona, w podobnych sprawach osoba zaginiona figuruje w naszej bazie jako poszukiwana - mówi Zabłocki z Itaki, która również zaangażowana jest w poszukiwanie Anny G. z Czeladzi.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice