Prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko Remigiuszowi S. za to, że sprowadził niebezpieczeństwo katastrofy na trasie szybkiego ruchu. - Przyznał, że w czasie pracy wypił 5-6 piw i wsiadł do samochodu z nadzieją, że szczęśliwie dojedzie do domu - mówi rzecznik prokuratury. Teraz grozi mu do 12 lat więzienia.
Prokuratura Rejonowa Częstochowa-Północ skierowała do Sądu Rejonowego w Częstochowie akt oskarżenia przeciwko 53-letniemu Remigiuszowi S., dotyczący sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy na trasie szybkiego ruchu DK-1.
Śledczy ustalili, że 10 sierpnia 2015 roku ok. godz. 12 przed kierowcę rolls royce'a, jadącego krajową "jedynką" w kierunku Warszawy na wysokości Galerii Jurajskiej wjechał nagle ford fiesta. Pojazd ten poruszał się "wężykiem" z prędkością ok. 90 km/godz. całą szerokością drogi, łącznie z pasem awaryjnym i pasem zieleni. Podczas jazdy zbliżał się na bardzo niebezpieczną odległość do innych samochodów. Po opuszczeniu granic miasta przyspieszył do ok. 130 km/godz.
Promile i nieuzasadniona pewność siebie
Na podstawie opinii powołanego w sprawie biegłego z zakresu ruchu drogowego stwierdzono, że zachowanie Remigiusza S. powodowało wysoki stopień prawdopodobieństwa zaistnienia katastrofy w ruchu lądowym. Biegły zwrócił uwagę, iż Remigiusz S. prowadził pojazd, mając w organizmie co najmniej 0,5 promila alkoholu. Tymczasem, jak zauważyli biegli, stan nietrzeźwości przy stężeniu alkoholu 0,5-0,7 promila jest szczególnie groźny dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, gdyż występuje wtedy u kierowcy nieuzasadniony wzrost zaufania do swoich umiejętności.
- Przesłuchany w charakterze podejrzanego Remigiusz S. przyznał się do zarzuconego mu przestępstwa oraz wyjaśnił, że w czasie pracy wypił 5-6 piw i wsiadł do samochodu z nadzieją, że szczęśliwie dojedzie do domu. Dodatkowo stwierdził, że nie posiada i nigdy nie posiadał prawa jazdy - mówi Tomasz Ozimek, rzecznik prokuratury okręgowej w Częstochowie.
Biegli podkreślili, że 53- latek jechał ze znaczną prędkością na trasie, gdzie występuje duże natężenie ruchu.
Remigiusz S. dotąd nie był karany. W czasie śledztwa prokurator zastosował wobec niego dozór policyjny i poręczenie majątkowe w wysokości 2 tys. zł. Teraz grozi mu do 12 lat więzienia.
Sprawa policjantów została umorzona
Policja prowadziła też własne, wewnętrzne postępowanie dyscyplinarne wobec funkcjonariuszy. - Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Komendant policji podjął decyzje o przesuniecie policjantów na inne stanowiska i powierzenie innych obowiązków niż obsługa telefon alarmowych - mówiła wtedy Joanna Lazar, rzeczniczka śląskiej policji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice