16 grudnia mija 33. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek. Od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu górników, a kilkudziesięciu innych zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego. Górnicy, którzy wówczas protestowali w kopalni, wciąż nie mają poczucia, by sprawiedliwości stało się zadość, a ludzi odpowiadających za śmierć ich kolegów dosięgła kara.
Rocznicowe uroczystości tradycyjnie rozpoczną się mszą św. w pobliskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Później uczestnicy przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni. Kilka godzin wcześniej zostanie zorganizowany "Bieg Dziewięciu Górników"; wezmą w nim udział uczniowie kilku śląskich szkół, którzy założą koszulki z wizerunkami zastrzelonych górników.
- Mimo upływu już tylu lat, wydarzenia z grudnia 1981 r. są nadal w żywe naszej pamięci. Jeżeli my zapomnimy, to już chyba nikt nie będzie pamiętał - powiedział PAP Krzysztof Pluszczyk, który był jednym z uczestników strajku w Wujku.
Teraz Pluszczyk jest wiceprzewodniczącym Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek i oprowadza zwiedzających po przykopalnianym muzeum, które powstało sześć lat temu. Dziś działa ono jako Śląskie Centrum Solidarności i Wolności.
6 000 młodych osób tylko w tym roku
W Centrum prowadzone są dla uczniów lekcje historii, które z roku na rok cieszą cię coraz większym zainteresowaniem. W tym roku z tej formy edukacji skorzystało sześć tysięcy młodych ludzi. Najnowszej historii uczą się tutaj także nauczyciele, którzy korzystają z warsztatów.
- Mamy też kontakt z rodzinami, ze swoimi problemami przychodzą do nas ludzie, którzy wówczas odnieśli rany - powiedział Pluszczyk. Cieszy się, że górników zastrzelonych w Wujku upamiętnia się też w miejscowościach, z których pochodzili. Pojawiają się wystawy, spotkania, stają się patronami ulic.
Mimo skazania b. zomowców, którzy strzelali do strajkujących, Pluszczyk nie ma poczucia, że sprawiedliwości stało się zadość. - Nie zostali ukarani ludzie, którzy podejmowali decyzje. Ktoś przecież posłał członków plutonu specjalnego ZOMO pod kopalnię, ktoś dał im broń i kazał strzelać, a potem to wszystko tuszował - podkreśla.
Protest w kopalni Wujek rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. Został on aresztowany w nocy z 12 na 13 grudnia. Zomowcy rozbili drzwi jego mieszkania i wdarli się do środka. Pobili dwóch górników, którzy pilnowali wejścia.
14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk
W niedzielny poranek, 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy "S" z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących.
Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności. Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju.
Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w "Manifeście", rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Oddziały ZOMO spacyfikowały strajk, zginęło 9 górników
Przed godziną 11. czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden zmarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzej Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Ponad 20 innych górników zostało rannych. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu.
Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służby bezpieczeństwa zatrzymały osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w "Wujku". W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
Wyroki dla sprawców tragedii
Sprawa została wznowiona po upadku komunizmu. Na ławie oskarżonych zasiadł m.in. gen. Czesław Kiszczak (w latach 80. szef MSW), któremu groziło do 8 lat więzienia. Nie przyznawał się do zarzutu. Jego pierwszy proces ruszył w 1994 r. W 1996 r. Sąd Okręgowy uniewinnił go. W 2004 r. skazał na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. ponownie go uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny. Kolejne rozprawy odraczano z powodu złego stanu zdrowia Kiszczaka
Prawomocny wyrok w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek zapadł dopiero w 2008 r., po trzech procesach (dwa poprzednie wyroki uchylał sąd apelacyjny). Były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak został skazany na 6 lat więzienia, dwaj jego podwładni na 4 lata, a 11 innych - na 3,5 roku więzienia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: PAP / Źródło: PAP