Zemsta Honeckera, Trabi, Ford Karton - w dawnych demoludach trabant był tyleż obiektem pożądania, co żartu. Socjalistyczna odpowiedź na Volkswagena Garbusa obchodzi właśnie półwiecze. Dla wielu Niemców niezgrabny trabant to symbol NRD-owskiej nostalgii.
Pierwszy Trabant - czy, jak pieszczotliwie nazywają go Niemcy - Trabi, z linii montażowej zjechał w listopadzie 1957 roku. Przez następne trzy dekady był jedynym samochodem, na jaki wielu Niemców z NRD mogło sobie pozwolić.
Wielu nie znaczy jednak wszyscy. Na wymarzone cztery kółka czekało się latami. A ich eksploatacja bywała problematyczna. Trabanty osiągały zawrotną prędkość 100 kilometrów na godzinę, a ich trasę wyznaczał ślad dymiących spalin. Gdy właściciel miał pecha i wgniótł karoserię, część zamienną mógł dostać... w innym kolorze.
Choć zaprzestano ich produkcji w 1991 roku, Trabanty wciąż można spotkać na ulicach Berlina. Część z nich jeździ z logo "Trabi Safari", wypożyczalni tych dziś egzotycznych samochodów. - Trabanty są znów popularne, bo ludzie chcą pamiętać dawne czasy - mówi jej właściciel, Mario Sobotta. Za nostalgię się płaci - i to słono. Dobrze odrestaurowany wczesny model Trabiego kosztuje nawet do 10 tysięcy euro.
Źródło: Reuters, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Reuters