Jak się okazało, "najlepsza praca świata" może nie być wcale taka najlepsza. Na kilka dni przed końcem tej "fuchy" Ben Southall przeżył bliskie spotkanie ze śmiercionośną meduzą.
Brytyjczyk kilka miesięcy temu zyskał miano największego farciarza na świecie. Wszystko przez to, że znalazł wymarzoną pracę. Jego zadaniem przez ostatni czas było pilnowanie australijskiej wyspy Hamilton i opisywanie jej uroków na blogu. Musiał też dokarmiać 1,5 tys. gatunków ryb żyjących w okolicach rafy oraz doglądać żółwi.
Nic za darmo oczywiście. Brytyjczyk miał do dyspozycji luksusową willę "Niebieska Perła". Zarobił też niemało, bo za sześciomiesięczną pracę otrzyma równowartość 300 tys. złotych.
Śmiercionośna meduza
Przez kilka miesięcy trwała na wyspie Hamilton idylla. Na kilka dni przed końcem pracy Brytyjczyka doszło do wypadku. Southall został zaatakowany przez małą, acz śmiercionośną meduzę Irukandji.
- Uniknąłem stratowania przez kangura, pożarcia przez rekina, ugryzienia przez pająka lub węża, ale w ciągu kilku moich ostatnich dni na wyspie Hamilton zostałem poparzony przez małe stworzenie zwane irukandji - napisał Southall na swoim blogu.
Czym to może się skończyć? Jak pisze agencja Reutera, może doprowadzić do ataku serca i w rezultacie śmierci. Brytyjczyk miał jednak szczęście. Dzięki lekarzom szybko udało się go wyleczyć.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu