Worek z ludzkimi szczątkami wydobyli nurkowie, którzy po raz kolejny sprawdzili Jezioro Dywickie koło Olsztyna. Szukali szczątków Joanny Gibner, która zaginęła 24 lata temu. Według matki ofiary znalezione fragmenty ubrań mogą należeć do jej córki. - Wśród przedmiotów, które udało się znaleźć, są między innymi okulary. Na ten moment można powiedzieć, że podobne okulary nosiła Joanna Gibner - informuje prokurator Arkadiusz Szulc.
W środę rano nad Jeziorem Dywickim (woj. warmińsko-mazurskie) ponownie ruszyły poszukiwania zaginionej Joanny Gibner. Przedstawiciele Fundacji "Na Tropie" prowadzili już poszukiwania w tym miejscu przed rokiem, ale bezskutecznie.
- Otrzymaliśmy informację od Fundacji "Na Tropie" o tym, że nurek natknął się na pewien pakunek, w którym mogą być ludzkie szczątki. Zapowiedzieli również, że w środę podejmą próbę jego wydobycia. W związku z tym na miejscu pojawili się funkcjonariusze, policyjni technicy, nurkowie ze straży pożarnej oraz prokurator - poinformował podkomisarz Rafał Prokopczyk z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
Około godz. 14.30 Prokopczyk poinformował, że pierwsza próba wydobycia pakunku nie powiodła się i że nurkowie powoli przygotowują się do drugiego zejścia pod wodę.
- Na razie trudno mówić o tym, jakie będą dalsze czynności. Najważniejsze to podjęcie pakunku i sprawdzenie, jaka jest jego zawartość. Od tego będą zależały kolejne kroki. Na razie czekamy - dodał rzecznik olsztyńskiej policji.
Podczas drugiej próby udało się wydobyć torbę. Jak poinformował prezes Fundacji "Na Tropie" Janusz Szostak, wiele wskazuje na to, że odnaleziono szczątki zaginionej przed 24 laty kobiety. Według niego w wydobytej z dna jeziora torbie zachowały się m.in. fragmenty odzieży - swetra, spodni i charakterystyczny pasek. Jak przekazał, w ocenie obecnej na miejscu matki Joanny Gibner ta garderoba mogła należeć do jej córki.
Torba była obciążona cegłami i metalowymi częściami
Szczątki, które w środę wydobyto z głębokości około trzech metrów, były ukryte w jutowym worku. Był obciążony cegłami i częściami samochodowymi. Właśnie tak w niektórych zeznaniach mówili o zatopieniu ciała kobiety jej mąż zabójca i jego brat. Zeznania te jednak na przestrzeni lat zmieniali i odwoływali.
Worek ze szczątkami znajdował się około 40 metrów od brzegu na głębokości trzech metrów. Znalazł go płetwonurek Marcel Korkuś, dwukrotny rekordzista Guinnessa w nurkowaniu wysokogórskim. To on na początku maja odnalazł w rzece ciało zaginionego Kacperka z Nowogrodźca na Dolnym Śląsku.
W poniedziałek namierzył miejsce, w którym może znajdować się worek ze szczątkami. - Po zejściu pod wodę udało mi się zlokalizować obiekt, który w mojej ocenie mógł być właśnie tym, czego szukamy (...). Rzadko kiedy w takiej odległości od brzegu znajduje się taki obiekt. Oznacza to, że nie można było takiej torby wrzucić z brzegu, ona musiała zostać celowo zatopiona, na przykład z pontonu - powiedział Korkuś.
Na miejsce zatopienia torby trafił dzięki specjalnemu magnesowi. Magnes był ciągnięty po jeziorze przez motorówkę. - Przyczepiały się do niego spore ilości mniejszych metalowych części, ale w miejscu, gdzie była torba, tych metalowych elementów było tak dużo, że aby go odczepić, trzeba było nurkować. Gdy zszedłem pod wodę, zlokalizowałem worek, co do którego nabrałem przekonania, że może być tym, którego szukamy - mówił płetwonurek.
"Profil DNA zaginionej mamy już gotowy"
Na miejsce przyjechali prokurator i policjanci, w tym technik kryminalistyki i grupa dochodzeniowo-śledcza, która ma zabezpieczyć materiał procesowy.
Jak poinformował Rafał Prokopczyk z olsztyńskiej policji, szczątki zostaną przekazane do dalszych badań laboratoryjnych po to, żeby "ustalić DNA i przypisać je do danej osoby".
Nurkowie wydobyli bardzo wiele fragmentów kostnych, na niektórych fragmentach ciała zachowały się także inne tkanki. - Uzyskanie profilu DNA osoby, którą wydobyto z jeziora, nie powinno być kłopotliwe. Sądzę, że da się to zrobić w ciągu kilku tygodni. Profil DNA zaginionej dziewczyny mamy już gotowy, został on sporządzony w przeszłości na potrzeby wcześniejszych poszukiwań - powiedział prokurator rejonowy Olsztyn-Północ Arkadiusz Szulc.
Prokurator dodał, że wydobyte przez nurków rzeczy osobiste ofiary jednoznacznie wskazują na to, że była to kobieta. - Wśród przedmiotów, które udało się "wynurkować", są między innymi okulary. Na ten moment można powiedzieć, że podobne okulary nosiła Joanna Gibner - przyznał śledczy.
Podkreślił jednak, że o tym, czyje szczątki odnaleziono w środę, będzie można mówić dopiero po uzyskaniu wyniku badań DNA. - Na razie poruszamy się wyłącznie w sferze domysłów - podkreślił Szulc.
Jezioro Dywickie zajmuje obszar około 13 hektarów.
Zniknęła kilka tygodni po ślubie
Joanna Gibner zaginęła w 1996 roku. Trzy tygodnie wcześniej wzięła ślub z mieszkańcem podolsztyńskich Dywit Markiem W. Znała go zaledwie kilka tygodni. Już w czasie przyjęcia weselnego mąż i teściowa mieli szarpać dziewczynę i popychać ją. Joanna skarżyła się też matce, że mąż ją poddusza.
O zaginięciu Joanny poinformował jej mamę mąż. Twierdził, że Joanna nie wróciła na noc do domu. Angażował się w poszukiwania, m.in. wystąpił w programie telewizyjnym o zaginionych. Nagrał emisję tego programu na wideo, a kasetę z nagraniem podpisał "Telewizyjny debiut Marka". Jak się po latach okazało, jego znajomi wysyłali też z zagranicy kartki podpisane "Joanna", w których zaginiona dziewczyna miała informować, że poukładała sobie życie na nowo.
Po kilku latach od zaginięcia żony Marek W. związał się z Emilią F. - miał z nią dwoje dzieci. Pewnego dnia przerażona dziewczyna przyszła na policję i powiedziała, że obawia się o swoje życie, bo partner ją bije, a przed laty zabił żonę - Joannę Gibner. Emilia F. powiedziała też, że brat męża, który pomagał zatopić zwłoki Gibner, szantażuje Marka W. tą wiedzą.
W śledztwie okazało się, że oprócz braci W. o zbrodni ma wiedzieć jeszcze kolega Marka - Tomasz H., który miał pomagać przewozić ciało w torbie. Zatrzymani bracia W. zeznali, że torbę z ciałem obciążyli złomem i zatopili w Jeziorze Dywickim. Brat Marka narysował nawet prowizoryczną mapę tego miejsca. Ale nie udało się nigdy zweryfikować tych zeznań.
Marek W. odsiedział już wyrok (został skazany na podstawie poszlak - red.) za zamordowanie żony, wyszedł z więzienia i zmarł w Anglii.
Mimo wielu kosztownych i skomplikowanych poszukiwań ciała Joanny Gibner nigdy nie odnaleziono. Czy udało się teraz, będzie wiadomo po przeprowadzeniu badań genetycznych.
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: FB - Fundacja "Na Tropie"