Zachodnie media już zrobiły z niego najgroźniejszego rywala dla Władimira Putina. Ostatni wyrok tylko wzmocnił mit bohatera opozycji. W rzeczywistości jest to postać bardzo złożona, z dziwnymi epizodami w przeszłości, niepokojącymi poglądami i dwuznaczną rolą w wewnętrznych walkach rządzącej elity. Agent CIA - mówią jedni. Podstawiony prowokator reżimu - mówią drudzy.
W lutym 2011 r., na antenie radia Echo Moskwy nazwał rządzące ugrupowanie Jedna Rosja "partią żuli i złodziejów". W kwietniu 2013, w niezależnej telewizji Dożd stwierdził: "Jeśli zostanę prezydentem, Putin pójdzie do więzienia". Kim jest człowiek, który pozwala sobie na tak odważne słowa wobec władzy, która utopiła we krwi Czeczenię, prześladuje opozycję i rozpętała wojnę z Ukrainą? Dlaczego władza ta pozwala mu na dużo więcej, niż innym działaczom opozycji?
Operacja neutralizacja
38-letni Aleksiej Nawalny - prawnik, bloger i ikona walki z korupcją – wybił się na czoło listy liderów obozu antyputinowskiego zimą 2011/12, podczas ostatnich tak wielkich demonstracji ulicznych w Moskwie. Nawalny zerwał ze stereotypem liberalnego opozycjonisty. Demokraty z wciąż za małym poparciem społecznym, intelektualisty nie potrafiącego znaleźć wspólnego języka nie tylko z mieszkańcami prowincji, ale też wśród młodego pokolenia wielkomiejskiego. Nawalny jest zupełnie inny. Jest trybunem ludowym. Choć popularność zyskał początkowo dzięki działalności w internecie. To jest jego najgroźniejsza broń. Rekordy popularności biją konta Nawalnego na serwisach społecznościowych (na Twitterze śledzi go 866 tys. użytkowników) i interaktywna strona obnażająca korupcję. Budzi emocje i ma krytyków z każdej strony. Tak jak i zwolenników. Był już określany zarówno kolejnym projektem Kremla, "udawanym" opozycjonistą, jak i agentem zachodniego wywiadu. 30 grudnia został skazany na 3,5 roku więzienia w zawieszeniu za zdefraudowanie 30 mln rubli (536 tys. dolarów), w tym na szkodę firmy Yves Rocher. Jego brat Oleg usłyszał wyrok 3,5 roku bezwzględnego więzienia. Władza wyraźnie nie chce uwięzić Aleksieja, aby nie stał się męczennikiem w rodzaju Chodorkowskiego (w związku z inną sprawą od lutego 2014 Nawalny znajduje się w areszcie domowym - do 15 lutego br.). Są inne sposoby, aby zneutralizować Nawalnego. Jako skazany nie ma biernego prawa wyborczego. Ale co najważniejsze, reżim wziął sobie zakładnika – w osobie Olega.
Trzy oblicza Nawalnego
Popularny w klasie średniej, Nawalny sam się z niej wywodzi (rodzice wciąż mają niedużą firmę pod Moskwą). Próbował biznesu zaraz po studiach (nie wyszło), związał się też wtedy z opozycją. A dokładniej liberałami z partii Jabłoko. Tyle że Jabłoko z każdym rokiem traciło popularność, a Nawalnego coraz bardziej fascynowały hasła nacjonalistyczne. W listopadzie 2004 uchwalono nowe święto, Dzień Jedności Narodowej, na pamiątkę wyrzucenia Polaków z Kremla. W ten sposób Putin dał nacjonalistom datę, dzień, kiedy mogli się policzyć na ulicach. Od 2006 r. stałym mówcą na tzw. Rosyjskich Marszach był nie kto inny jak – wciąż jeszcze wtedy członek władz liberalnego Jabłoka – Aleksiej Nawalny. Kiedy na dodatek zaangażował się w budowę organizacji pod nazwą Nacjonalistyczny Rosyjski Ruch Wyzwolenia, został ostatecznie wyrzucony z Jabłoka. Szerszej publiczności znany stał się jednak nie Nawalny demonstrujący pod czarnosecinnymi barwami, a Nawalny walczący z korupcją. W 2008 r. założył Związek Udziałowców Mniejszościowych, który bronił praw drobnych akcjonariuszy w wielkich spółkach. Dwa lata później powstał projekt, który dał Nawalnemu największy rozgłos. RosPil ze swą bardzo popularną stroną internetową służył tropieniu i demaskowaniu defraudacji i korupcji w Rosji. Kiedy Nawalny nazwał putinowskie ugrupowanie Jedna Rosja "partią oszustów i złodziei", termin zrobił natychmiast ogromną karierę w kraju. Na grudniowych – największych od lat – ulicznych demonstracjach w grudniu 2011 Nawalny był już jednym z liderów opozycji. Efekt? O ile na wiosnę 2011 r. jego nazwisko znało zaledwie sześć procent Rosjan, to po demonstracjach w Moskwie 37 proc. Dziś kojarzą go już chyba wszyscy Rosjanie, mimo przyjętej ostatnio przez prokremlowskie media taktyki przemilczania Nawalnego.
Flirt z oligarchami
Nie są tajemnicą dobre relacje Nawalnego z niektórymi rosyjskimi oligarchami. To były pułkownik KGB, obecnie właściciel m.in. brytyjskiego "Independenta" i współwłaściciel rosyjskiej opozycyjnej "Nowej Gaziety" Aleksandr Lebiediew swego czasu wstawił Nawalnego do rady nadzorczej Aerofłotu. Są też inni oligarchowie w historii blogera, przez Michaiła Fridmana po Romana Borysowicza czy Aleksieja Sawczenkę (Alfa Group). W 2008 r. Nawalny mógł uruchomić na blogu przeciwko korupcji i wielkim koncernom naftowym dlatego, że kupił akcje, pozwalające mu brać udział w zgromadzeniach akcjonariuszy i mieć dostęp do informacji nt. spółek. Tajemnicza pozostaje też głośna sprawa ujawnienia gigantycznej korupcji podczas budowy ropociągu na Dalekim Wschodzie. Od kogo Nawalny dostał informacje, będące prawdziwą bombą, a pochodzące z wewnętrznego audytu i niejawnych rezultatów inspekcji Izby Obrachunkowej?
Operacja Moskwa
Intryguje też rola Nawalnego w rozgrywce o władzę w Moskwie, gdzie z jednej strony pomógł umocnić legitymację mera związanego z reżimem, a z drugiej sam dzięki temu awansował do roli lidera całej opozycji. Wiosną 2013 r. mer Moskwy Siergiej Sobjanin zdecydował się rozpisać przedterminowe wybory, aby umocnić swoją władzę (należy pamiętać, że przejął rządy w stolicy po odsuniętym na skutek operacji władz Juriju Łużkowie). Chciał mieć realnego rywala, aby był prawdziwy wybór polityczny, ale rywal ten też nie mógł wygrać. Nawalny był wtedy sądzony za rzekome nadużycia sprzed lat w obwodzie kirowskim. A mimo to, okazało się, że pod kandydaturą opozycjonisty pojawiło się konieczne do zarejestrowania w wyborach 110 podpisów deputowanych Rady Moskwy. I to deputowanych z putinowskiej Jednej Rosji. Nawalny został zarejestrowany, wszystko szło według scenariusza Sobjanina. Ale następnego dnia – nieoczekiwanie szybko – sąd w Kirowie skazał Nawalnego na pięć lat kolonii karnej za nadużycia w czasach, gdy ten doradzał gubernatorowi obwodu kirowskiego Nikicie Biełychowi. Nawalnego aresztowano jeszcze na sali sądowej, miał czekać na wynik apelacji w areszcie. To oznaczało, że Nawalny nie będzie mógł wystartować w wyborach na mera Moskwy. I wtedy doszło do kolejnego zwrotu sytuacji. Nawalny został zwolniony przez sąd z aresztu i to na wniosek... prokuratury. Najwyraźniej doszło do interwencji na bardzo wysokim szczeblu. Nawalny w wyborach wziął udział zajmując drugie miejsce z 27,24 proc. poparcia. Sobjanin mógł powiedzieć: spójrzcie, wygrałem w prawdziwe demokratyczny sposób. A Nawalny wyrósł na naturalnego lidera (kandydata na prezydenta) całej opozycji.
Gra z władzą
Nie ma wątpliwości, że Nawalny, jeśli nie jest na stale związany z określonymi oligarchami i politykami, to na pewno w różnych momentach kariery politycznej wchodził w krótkotrwałe sojusze, prowadził wojny, lub był po prostu manipulowany przez różne klany rządzącej elity. Na pewno miał, a może wciąż ma, ciche poparcie "liberalnego" skrzydła obozu władzy (był np. doradcą "liberalnego" gubernatora z Kirowa, Nikity Biełycha). Warto zauważyć, że demaskujące rewelacje blogera uderzały niemal zawsze w tzw. siłowików i wielkie firmy z nimi związane. Dlatego Nawalny jest wciąż na celowniku należącego do siłowików szefa Komitetu Śledczego Aleksandra Bastrykina. To Bastrykin stoi za wszystkimi próbami posadzenia blogera w więzieniu – choć, jak widać, są też w obozie rządzącym siły, które wolą wciąż wykorzystywać Nawalnego do swych celów. Wiosną 2012 Komitet Śledczy wznowił sprawę strat poniesionych przez leśne przedsiębiorstwo obwodu kirowskiego, do których miało dojść – zdaniem śledczych – na skutek działalności ówczesnego doradcy gubernatora, Nawalnego. Odpowiedź była szybka. Nawalny opublikował dokumenty mające świadczyć o tym, że Bastrykin łamał prawo prowadząc biznesową działalność w jednym z krajów członkowskich NATO. Chodziło o firmę LAW Bohemia, zarejestrowaną na Bastrykina i jego żonę w Pradze, zajmującą się handlem nieruchomościami. "Posiadanie majątku i pozwolenia na pobyt w należących do NATO Czechach skłania do kwestionowania wyniku weryfikacji, jakiej musiał się poddać Bastrykin, by móc pracować w rosyjskich organach ścigania" – pisał na blogu Nawalny. Oczywiście sprawa rozeszła się po kościach, wszak Bastrykin jest zbyt potężną personą i zbyt ważnym sojusznikiem Putina. Rok później Nawalny został skazany na 5 lat więzienia za "aferę kirowską". Potem sąd II instancji podtrzymał wyrok, ale zawiesił jego wykonanie, dzięki czemu Nawalny nie poszedł za kraty. Pojawiają się czasem zarzuty, że tak naprawdę Nawalny ma być Żyrinowskim-bis. Chodzi oczywiście o Żyrinowskiego sprzed lat, gdy jego ugrupowanie LDPR, zbudowane przy pomocy służb specjalnych, odebrało część elektoratu groźnym w latach 90. komunistom oraz zagospodarowało elektorat nacjonalistyczno-populistyczny. Ostatnie dwie dekady pokazały, że opozycyjność Żyrinowskiego była na pokaz. W ubiegłym roku na jednym ze spotkań najbliższego otoczenia Putina wiceszef administracji prezydenckiej Wiaczesław Wołodin miał mówić o propozycji złożonej w zawoalowany sposób Nawalnemu. Opozycjonista miałby odpuścić walkę z Putinem, a w zamian stałby się elementem systemu jako „opozycja”. Tak jak komuniści i Żyrinowski. Ostatnie wydarzenia wskazują, że Nawalny odrzucił tę propozycję putinowskiego "betonu" (Wołodin się do niego zalicza, jest byłym oficerem KGB). Dlatego za kraty wsadzono jego brata, być mieć zakładnika. Nawalny albo sam dostrzegł szansę otwierającej się na skutek kryzysu w Rosji walki o władzę, albo taką szansę widzą ci członkowie elity, którzy szukają już wariantu awaryjnego i myślą o tym, co po Putinie.
"Nacjonalista z przekonania"
Popularność Nawalnego wśród Rosjan wynika przede wszystkim z jego aktywności obnażającej korupcję w elicie rządzącej. Nie z politycznego programu. Twarde hasła antykorupcyjne podlewa on sosem nacjonalistycznym, z odrobiną liberalnych przypraw. Sami liberałowie podchodzą do sprawy pragmatycznie – nie przepadają za poglądami Nawalnego, ale uznają go za narzędzie do usunięcia Putina i demokratyzacji kraju.
Problem w tym, że Nawalny – który kilka lat temu w rozmowie z "Time" przedstawił się jako "prawnik z zawodu, nacjonalista z przekonania" - pod pewnymi względami niewiele różni się od obecnego reżimu. W 2008 roku popierał inwazję rosyjską na Gruzję i atakował Gruzinów na swoim blogu. Nawalny jest też zadeklarowanym wrogiem imigrantów z Kaukazu i Azji Centralnej. Wzywał do wprowadzenia wiz, zarzucał im wysoki stopień przestępczości, a swego czasu nazwał wręcz mieszkańców Kaukazu "karaluchami". Walkę Rosjan z Ukraińcami nazwał zbrodnią, a Majdan chwalił jako bunt przeciwko skorumpowanej władzy. Tuż przed aneksją Krymu napisał na blogu, że "Rosja powinna stać się europejskim krajem, gdzie jest jedno prawo dla wszystkich, a bogactwo narodowe służy narodowi i jest uczciwie dzielone". Gdy Putin zajął Krym, Nawalny to potępił i w marcu 2014 wezwał Zachód do nałożenia sankcji na ludzi Putina. Ale już w połowie października zmienił zdanie ws. Krymu. Oświadczył, że gdyby doszedł do władzy, nie zmieniłby decyzji Putina w sprawie aneksji, jego zdaniem półwysep jest już nieodwracalnie rosyjski. Każdy, kto nie chce zadrzeć z rosnącym w siłę nacjonalizmem rosyjskim, musi popierać aneksję Krymu.
Nacjonalizm w modzie
Z oficjalnych danych wynika, że w Rosji działa ok. radykalnych 200 grup nawiązujących do ideologii nacjonalistycznej. To jakieś kilkanaście tysięcy, młodych na ogół ludzi. Ale to liczby oficjalne, co znaczy, że w rzeczywistości aktywnych zwolenników nacjonalizmu w Rosji jest dużo dużo więcej. Zdaniem organizacji pozarządowych monitorujących radykalne ruchy, takich jak Informacyjno-Analityczne Centrum SOWA, to nawet ponad 100 tys. ludzi. Wzrost znaczenia nacjonalistów widać choćby po frekwencji na Rosyjskich Marszach. W 2004 r. odbył się one tylko w trzech miastach, w 2007 r. już w 25 regionach Federacji Rosyjskiej. Jeszcze parę lat temu wielu nacjonalistów liczyło, że Putin naprawdę może nawiązać do "białej" tradycji. Tradycji Cesarstwa Rosyjskiego a nie Związku Sowieckiego. Woleli widzieć Putina składającego kwiaty na grobie gen. Antona Denikina, niż byłego oficera służby, która wymordowała carską rodzinę. Tymczasem Kreml jedynie manipulował takimi nastrojami, z jednej strony neutralizując potencjalnie konkurencyjny ruch nacjonalistyczny, z drugiej zaś infekował szowinistycznymi ideami ruch protestów i opozycję. Tak, by móc ją w razie potrzeby łatwiej skompromitować w oczach Zachodu.
Część organizacji i środowisk nacjonalistycznych obróciła się jednak przeciwko władzom. Ten trend jeszcze bardziej wzmocniła prowadzona w ostatnich miesiącach polityka Moskwy. Wielu radykałów mówi wręcz o zdradzie "ochotników" i Noworosji przez Putina. Obecna władza stała się im już obca, mimo zaadaptowania przez putinokrację dla własnych interesów wielu haseł i symboli oraz części ideologii wielkoruskiego nacjonalizmu i koncepcji sojuszu prawosławia z władzą.
Zagrożenie dla Putina
Jeśli ktoś lub coś może zagrozić reżimowi Putina, to nie liberałowie, ani tym bardziej odchodzący w przeszłość komuniści. Największym zagrożeniem jest właśnie rosnący w siłę nacjonalizm – różnych barw i nurtów. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym pogłębiający się kryzys gospodarczy doprowadza do społecznego wrzenia. Jaka polityczna siła wówczas może wysunąć się na czoło ruchu antyputinowskiego? Nacjonalizm, który wcześniej przez lata podsycał i hodował dla własnych politycznych celów Kreml. Nacjonalizm, który nabrał wiatru w żagle szczególnie po wybuchu rebelii w Donbasie. To rosyjscy nacjonaliści odgrywali czołowe role w początkowej jej fazie, to oni – jak choćby Igor Girkin vel Striełkow – brali udział w najcięższych walkach z Ukrainą, stając się wręcz bohaterami dla wielu mieszkańców Rosji. Dziś wielu z nich mówi o zdradzie ze strony Kremla. Jeszcze groźniejszy dla systemu Putina jest ukryty nacjonalizm milczącej większości – przejawiający się choćby w badaniach społecznych wskazujących na rosnącą wrogość do "czarnych" (pochodzących z Kaukazu i Azji Centralnej). Oznacza, że w społeczeństwie drzemią siły, których uruchomienie może zmieść obecną władzę. To już nie marginalni działacze i skini, których łatwo inwigilować i nimi manipulować. To klasa średnia, mieszkańcy dużych miast, biznesmeni, studenci i inteligencja. Już trzy lata temu jeden z organów eksperckich (Izba Społeczna) pracujących na rzecz władz, ostrzegał przed "gwałtownym wzrostem" ksenofobii wśród wielkomiejskiej populacji i obywateli z wyższym wykształceniem. Dlaczego Putin obawia się nacjonalizmu, choć od lat go pielęgnował, jako zbieżny w dużej części z oficjalną ideologią państwową (choćby wrogość do Zachodu)? Jeden powód to coraz wyraźniejsza antysystemowość znaczącej części nurtu, a więc podważanie reżimu. Drugi powód jest groźny już nie tylko dla władzy Putina, ale całej Federacji Rosyjskiej. Etniczny rosyjski nacjonalizm podsyca bowiem napięcia między rosyjską większością a innymi narodami i grupami etnicznymi w państwie. Co czwarty obywatel FR to nie-Rosjanin. Co więcej, w niektórych republikach, regionach czy miastach Rosjanie są w mniejszości. Rozpad ZSRR pokazał, jak groźne dla integralności terytorialnej państwa mogą być napięcia i konflikty na tle etnicznym. Najczarniejszy scenariusz dla Rosji to dekompozycja federacyjnego państwa (złożonego z kilkudziesięciu podmiotów) według etniczno-religijnych granic, podobnie, jak rozpadł się Związek Sowiecki.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl