Na jednym z wrocławskich osiedli kwitnie handel dopalaczami. Punkt kilka miesięcy temu został skontrolowany przez sanepid i zamknięty. Działa ponownie. Policja o tym wie. W przypadku dopalaczy, czyli tzw. środków zastępczych, wiele jednak zależy od sanepidu. Ten żadnych zgłoszeń, w ostatnich trzech miesiącach, nie dostał.
Punkt z dopalaczami był już kontrolowany przez służby. Efekt? Wciąż działa. Wiedzą o nim okoliczni mieszkańcy. - Widziałam człowieka, który krzyczał i wymachiwał rękami. Myślałam, że trzeba mu pomóc, ale po chwili zorientowałam się, że jest naćpany. Boję się wychodzić wieczorami z domu, bo nigdy nie wiadomo co taki człowiek może zrobić - mówi mieszkanka osiedla, na którym działa sklep z dopalaczami. Inna z kobiet dodaje: na dworze można znaleźć dużo opakowań po środkach dezynfekujących, które na pewno są opakowaniami po dopalaczach. O sklepie wiedzą wszyscy.
"Stali klienci doskonale wiedzą, że mogą tutaj wejść"
- Witryna jest całkowicie zasłonięta. Z zewnątrz nic nie widać, nie ma tu klamki. Nie da się wejść do środka, są za to kamery. Stali klienci doskonale wiedzą, że mogą tutaj wejść - relacjonowała reporterka TVN24. W trakcie wizyty ekipy pod drzwiami punktu pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. Nie zostali jednak wpuszczeni do środka.
- Punkt jest nam znany. W lipcu przeprowadziliśmy tam kontrolę. Ujawniliśmy kilkaset podejrzanych produktów, które zostały zabezpieczone. W związku z kontrolą Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny we Wrocławiu wydał decyzję o czasowym wycofaniu produktów z obrotu na okres 18 miesięcy - mówi pracownik sanepidu. Wydano też nakaz zaprzestania działalności punktu, w którym sprzedawano podejrzane substancje.
Sanepid nie wiedział?
Nakaz obowiązuje przez 3 miesiące. Jednak krótko po kontroli pod drzwiami punktu ponownie zaczęli pojawiać się klienci. Dlaczego? Zakaz wydawany jest dla jednej konkretnej osoby. Punkty mogą wciąż funkcjonować, ale działalność prowadzona jest przez podstawione "słupy".
- Od momentu zamknięcia tego lokalu nie dochodziły do nas informacje o tym, że w tym miejscu może dalej dochodzić do sprzedaży - twierdzi pracownik sanepidu.
Sanepid wkrótce ma w tym miejscu przeprowadzić ponowną kontrolę. O sprawie wie też policja. Jednak dopóki w dopalaczach, czyli tzw. środkach zastępczych, nie wykryje się składników psychoaktywnych nie są one uznawane za narkotyki. Funkcjonariusze przyznają, że po decyzji o zamknięciu sklepu dostawali informację o tym, że sklep nadal funkcjonuje.
- Prowadzone przez nas czynności muszą być zgodne z obowiązującymi przepisami. Wydaje się, że istnieje potrzeba ich nowelizacji, tak by uniemożliwiały handel i dały służbom zajmującymi się takimi sprawami narzędzia do ich zwalczania - mówi asp. sztab. Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. I dodaje: cały czas pracujemy nad tym żeby ten, czy inne punkty, przestały działać. - Szukamy nowych rozwiązań - podkreśla Petrykowski.
Punkt z dopalaczami działa na jednym z wrocławskich osiedli:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław