Księżna Daisy, pani na Zamku Książ, była znana z tego, że pomaga potrzebującym. Los mieszkańców dawnego Wałbrzycha nie był jej obojętny. Dlatego, gdy odkryła, że przyczyną licznych zachorowań i epidemii jest zanieczyszczenie pobliskiej rzeki, postanowiła działać. Nie zniechęciła jej początkowa nieprzychylność władz lokalnych, a nawet cesarza niemieckiego. Zasięgnęła opinii naukowców. I w końcu zrealizowała projekt.
Pełcznica, kiedyś malownicza rzeka górska, wraz z rozwojem Wałbrzycha (dawniej Waldenburga) przeszła przemianę.
- Jej niegdyś romantyczne brzegi zostały ciasno zabudowane osiedlami robotniczymi, a dawniej królujący w jej wodach pstrąg zniknął zupełnie - opowiada Mateusz Mykytyszyn, rzecznik Zamku Książ w Wałbrzychu. - Rzeka przekształciła się w cuchnący ściek. A smród z niej dochodzący docierał aż do Zamku Książ - dodaje.
Księżna na ratunek środowisku i ludziom
Sprawę postanowiła wyjaśnić księżna Daisy von Pless, pani na Zamku Książ i żona Jana Henryka XV Hochberga. Księżna była znana z tego, że los okolicznych mieszkańców nie był jej obojętny. Potrzebującym pomagała od dawna, ale teraz za swój główny cel obrała znalezienie przyczyny chorób wśród miejscowych. Nie miała wątpliwości, że chodzi o zatrucie środowiska. Potrzebowała jednak dowodów. - Ustaliła, że dziesiątki kopalń i fabryk wpuszczają do rzeki swoje ścieki. Z przerażeniem stwierdziła także, że wzdłuż brzegów ciągną się przybudówki i szopy oraz studnie, z których ludzie czerpią wodę do picia - relacjonuje Mykytyszyn. Swoje ustalenia księżna przekazała władzom lokalnym. Efekt? Dla Daisy co najmniej niezadowalający. Urzędnicy zarządzili wprawdzie inspekcję, a ta potwierdziła, że to zatruta woda stoi za wciąż powracającymi epidemiami cholery i tyfusu. Jednak z wnioskami nic nie zrobiono. Dlatego księżna wzięła sprawę w swoje ręce. Interweniowała najpierw u władz w Breslau (dzisiejszym Wrocławiu), a później u tych w Berlinie.
Szczerze do cesarza: tysiące ludzi żyje w norach, powodując zatrucie wody
W obliczu braku reakcji urzędników zwróciła się do samego cesarza Wilhelma II. Stan sanitarny ówczesnego Wałbrzycha określiła tak: "(...) tysiące ludzi żyje w norach, pozbawionych wszelkich urządzeń koniecznych do życia, zmuszonych do stawiania ubikacji, a raczej nędznych 'prewetów' nad brzegami potoków i rzeki, powodując zatrucie wody niezbędnej do picia, jak również do mycia". Szczerość nie poskutkowała. Po pierwsze, księżna swoją skargą naraziła się lokalnym władzom, które poczuły się jej krokiem urażone. Po drugie, cesarz sytuacją się nie przejął. - Winą obarczył węgiel teścia Daisy. Książę Jan Henryk XVI von Pless był bowiem właścicielem wałbrzyskich kopalń. Daisy zdała sobie sprawę, że jej własne obserwacje w tym wypadku nie wystarczą. Potrzebowała dowodów naukowych - opisuje Mykytyszyn.
Projekt brytyjskich naukowców
W sukurs przyszli jej najpierw bakteriolodzy z uczelni w Breslau, później eksperci z jej rodzinnej Wielkiej Brytanii. I to właśnie tamtejsi inżynierowie zaprojektowali - na prośbę księżnej - specjalny system kanalizacyjny. Co było w nim tak niezwykłego? - Zlikwidowano wszystkie przybrzeżne studnie i doprowadzono wodociąg do większości wałbrzyskich dzielnic. Ponadto zatruta rzeka została zakryta i w przestrzeniach zamieszkałych do dziś biegnie pod ziemią. Osobno zaprojektowano też - uznawaną wówczas za wielką - oczyszczalnię ścieków - wylicza przedstawiciel Zamku Książ. Daisy projekt zaprezentowała w Berlinie. Po pewnym czasie w końcu doceniono jej wysiłki. Cesarz pochwalił nawet księżną stwierdzając, że przyznano środki na realizację planu o który arystokratka "tak dzielnie walczyła".
Ostatnia epidemia
Siedem lat później - w 1912 roku - prace zakończono. I jak się okazało wysiłki księżnej Daisy poskutkowały. - Bardzo znamiennym jest, że ostania epidemia tyfusu na tamtych terenach, w najbardziej zagęszczonym miasteczku Altwasser - które dziś jest wałbrzyską dzielnicą Stary Zdrój - wybuchła w 1911 roku. I już nigdy się nie powtórzyła - kwituje Mykytyszyn.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zamek Książ w Wałbrzychu