Prokuratorzy z Wrocławia sprawdzają, jak doszło do śmierci ratownika medycznego. Zdaniem rodziny mężczyzna zmarł z przepracowania. Według jego bliskich tylko w styczniu przepracował 359 godzin, to o 43 godziny więcej niż dwa etaty ratownika.
- Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia Śródmieście prowadzi postępowanie dotyczące zgonu Adama B. - informuje Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Rodzina twierdzi, że zmarł z przepracowania
Mężczyzna był ratownikiem medycznym. Zmarł we własnym mieszkaniu. - Rodzina pokrzywdzonego podnosi, że do zgonu mogło dojść na skutek przepracowania i wycieńczenia organizmu - mówi prokurator. Czy tak było? - Te okoliczności będą weryfikowane i wyjaśniane w toku postępowania - dodaje.
Jak informuje "Gazeta Wrocławska", żona zmarłego utrzymuje, że tylko w styczniu jej mąż przepracował 359 godzin. A to o 43 godziny więcej niż czas, jaki w pracy spędza ratownik zatrudniony na dwóch etatach. Mężczyzna nie był jednak na etacie, a zatrudniono go w oparciu o kontrakt. To oznacza, że nie obowiązywały go ani normy czasu pracy, ani koniecznego odpoczynku. Jedynie zapis: jeden dyżur nie może trwać dłużej niż 24 godziny.
"On nie umiał odmówić"
Według "Gazety Wrocławskiej" zmarły mężczyzna miał z wrocławskim pogotowiem podpisane dwa kontrakty. Jeden na pracę właśnie w charakterze ratownika medycznego, drugi - w dyspozytorni medycznej.
Żona B. utrzymuje, że dochodziło do sytuacji, gdy jej mąż pracował 36 godzin. To oznaczało, że z dyżuru w ambulansie szedł prosto do dyspozytorni. "On nie umiał odmówić. Bywało, że dzwonił do niego jakiś kierownik podstacji pogotowia i pytał, czy nie mógłby pójść na dyżur. I on szedł" - mówi gazecie kobieta. Jednak, jak podkreśla, jej zdaniem pracodawca do takich sytuacji nie powinien dopuszczać.
Prokuratorzy oczekują teraz na wyniki sekcji zwłok. Te mają pomóc w wyjaśnieniu przyczyn śmierci mężczyzny.
Do śmierci mężczyzny doszło we Wrocławiu:
Autor: tam/gp/kwoj / Źródło: gazetawroclawska.pl, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24