Matylda czmychnęła z zagrody w 2013 roku. Przeżyła dwie mroźne zimy, wpadła we wnyki i systematycznie niszczyła uprawy okolicznych rolników. Na działania niepokornej krowy skarżyli się wszyscy, ale nikt nie mógł jej złapać. Pomogły smakołyki i cierpliwość.
Krowa przez dwa lata buszowała po lasach w okolicy Złotego Stoku. Zwierzę dawało się we znaki miejscowym rolnikom, bo niszczyło uprawy.
- Uciekła w 2013 roku, zaraz po zakupie. Gospodarze nie nacieszyli się nią długo, bo spędziła tylko u nich jeden dzień - mówi Leszek Zasada, który schwytał krowę.
Wpadła we wnyki, straciła cielaka
Krowa okazała się mistrzynią survivalu: przeżyła dwie mroźne, górskie zimy. Początkowo miała towarzystwo, ale mały cielak nie przeżył. Ona z leśnego życia też nie wyszła bez szwanku.
- Do tej pory ma ranę, bo wpadła we wnyki. Musi zbadać ją weterynarz - wyjaśnia Zasada. I dodaje, że wnyki to jeden ze sposób, jakie próbowali zastosować miejscowi, by krowę złapać. Myśliwi nie mogli zwierzaka ustrzelić, bo tego zakazuje prawo. Weterynarz próbował ją uśpić, ale zastrzyk ze specjalnym środkiem tylko krowę rozjuszył.
Krowa, która nie istnieje
W końcu do akcji wkroczył pan Leszek. - Próbowaliśmy zatrzymać ją na koniach wraz z kołem łowieckim i psami, ale i to nie zdało to egzaminu - opowiada mężczyzna. I dodaje, że gdy zasadzka rodem z westernów się nie udała, postawił na bardziej pokojowe rozwiązanie. - Przez kilka dni przyjeżdżałem na randki z krową. Przywoziłem jej sól, jabłka i kapustę. W końcu udało się ją pojmać - cieszy się Zasada.
Teraz Matylda czeka na wpis do rejestru. Po tym jak zaginęła została z niego wypisana. To oznacza, że według unijnego prawa zwierzę nie istnieje.
Krowa na razie przebywa na ranczu w Złotym Stoku:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | P. Piotrowski