- Minął rok i dalej jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy po wiadomości, że Magda nie żyje - mówi siostra zmarłej w Egipcie Magdaleny Żuk. O tym, że polscy prokuratorzy otrzymali raport od egipskich śledczych, dowiedziała się z mediów. Taki obrót sprawy nazywa skandalem.
W czwartek Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze, która prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa Magdaleny Żuk, poinformowała, że wpłynął do niej raport z Egiptu. Raport ma zawierać "obszerną informację o przeprowadzonych przez tamtejsze organy ścigania (...) czynnościach procesowych, między innymi w zakresie zeznań przesłuchanych osób oraz wyników przeprowadzonych przez biegłych badań". Śledczy nie ujawniają jednak, jakie dokładnie informacje przekazali Egipcjanie.
Raportu nie widzieli
- Nie miałem okazji zapoznać się z tym, co spłynęło z Egiptu. O tym, że coś takiego istnieje dowiedzieliśmy się ze środków masowego przekazu - relacjonuje Sebastian Duliniec, pełnomocnik rodziny 27-latki.
Tego, co zawiera raport, nie wie też rodzina zmarłej polskiej turystki. - My tego raportu nie widzieliśmy. Nie zostaliśmy nawet poinformowani przez prokuraturę, że coś wpłynęło. Dowiedzieliśmy się o tym z mediów, bo one wiedzą więcej niż my jako strona postępowania i rodzina. Dla mnie to jest skandal - przyznaje Anna Cieślińska, siostra Magdaleny Żuk.
I dodaje, że choć nie miała okazji zapoznać się z dokumentem przesłanym przez Egipcjan, to z informacji pozyskanych przez pełnomocnika rodziny wynika, że raport jest w rzeczywistości sprawozdaniem z czynności wykonanych w Egipcie. - Jednak to na co my czekamy, czyli między innymi zapisy z monitoringów i zeznania świadków, nie zostało przekazane. Z jakiego powodu, nie mam zielonego pojęcia. Ciągle stoimy w tym samym miejscu - podkreśla Cieślińska.
Siostra: najłatwiej byłoby zakończyć śledztwo stwierdzeniem, że Magda była chora
- Moim zdaniem jest tam coś, czego nie chcą nam pokazać - zdradza pani Anna. Co to może być? Jak przyznaje ma swoje zdanie i wiedzę na temat tego, co wydarzyło się niemal rok temu w Egipcie. - Jestem jednak objęta tajemnicą postępowania i nie mogę mówić na ten temat - twierdzi.
Z informacji przekazywanych przez prokuratorów wynika, że zebrane do tej pory dowody nie wykazały, by wobec Magdaleny Żuk stosowano przemoc. Nie stwierdzono też, by padła ona ofiarą handlu ludźmi. Dowody wskazywać mają natomiast na to, że przyczyną zgonu 27-latki były rany odniesione na skutek upadku z dużej wysokości.
Według dziennika "Fakt" egipscy specjaliści ustalili, że przed śmiercią Żuk zażywała leki na depresję. Tymczasem rodzina kobiety od niemal roku przekonuje, że 27-latka nie miała nigdy problemów natury psychicznej.
- Wszyscy krążą wokół rzekomej choroby, ale nie ma żadnych dowodów na to, żeby Magda zażywała jakiekolwiek leki. Żaden z lekarzy nie zeznał, że leczył ją psychiatrycznie - przekonuje Cieślińska. Jej zdaniem najłatwiej było zakończyć śledztwo stwierdzeniem, że Magdalena była chora. - Ale nie była. Zapewniam, że moja siostra nigdy w życiu nie leczyła się psychiatrycznie, ani nie zażywała żadnych leków - podkreśla Cieślińska. Co z substancją, która miała zostać znaleziona w organizmie zmarłej? - Szkoda, że nikt nie zastanowi się nad tym, że może została podana jej tam na miejscu. Dla mnie to jest chore - denerwuje się kobieta.
"Nawet nie mamy czasu, żeby przeżyć żałobę"
Rodzina Magdaleny Żuk jest rozgoryczona tym, że prawie rok po tragedii wciąż nie wiadomo, co wydarzyło się w Egipcie.
- Dalej stoimy w tym samym miejscu. Straszne jest to, że nie możemy dowiedzieć się, co się tam stało. Nawet nie mamy czasu, żeby przeżyć żałobę, bo ciągle żyjemy tą sprawą. Żyjemy w niewiedzy i bezsilności - podkreśla pani Anna. I zapewnia, że nie przestanie walczyć o poznanie prawdy.
Feralne wakacje
Magdalena Żuk zaplanowała, że zrobi niespodziankę swojemu ukochanemu. Wykupiła wycieczkę do Egiptu, mężczyźnie załatwiła urlop i spakowała go. Jednak okazało się, że wylot mężczyzny nie będzie możliwy. Wszystko dlatego, że jego paszport wkrótce tracił ważność. Kobieta poleciała więc sama.
Jak wynika z relacji jej bliskich, na początku wszystko wydawało się być w porządku. Później jej zachowanie stawało się coraz bardziej niepokojące. W końcu do kobiety nie dało się dodzwonić. Kontakt możliwy był tylko przez rezydenta. Rodzina podjęła decyzję, że Magdalena wróci wcześniej do Polski. Kupiono bilet.
Polka została jednak zawieziona do szpitala, ale nie została tam przyjęta. Na lotnisku nie wpuszczono jej do samolotu. Jak przekazano bliskim, Magdalena miała być zbyt słaba na samodzielny lot. W końcu kobieta trafiła do szpitala. Tam doszło do wypadku. W ciężkim stanie kobieta trafiła do placówki w Hurghadzie. Tam zmarła.
Śledztwo w sprawie zabójstwa Magdaleny Żuk prowadzi Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze:
Autor: tam/mś / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/ arch. prywatne