Uziemiony jest jeden ze śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Maszyna stoi w polu między Lubinem a Legnicą (woj. dolnośląskie) po tym, jak podczas wtorkowej akcji ratunkowej helikopter zahaczył o kable energetyczne.
Śmigłowiec utknął w pobliżu miejscowości Karczowiska (woj. dolnośląskie), nieopodal drogi krajowej nr 3.
"To nie było awaryjne lądowanie"
Śmigłowiec leciał do wypadku na tej właśnie drodze. Zderzyły się tam dwa pojazdy, trzy osoby zostały ranne.
Jak wyjaśnia Justyna Sochacka z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego piloci podczas lądowania zostali oślepieni przez słońce.
- Wtedy helikopter zahaczył o linię energetyczną, na szczęście przeciął ją. Mimo to lądowanie odbyło się planowo, to nie było awaryjne lądowanie. Nikt nie został poszkodowany, a ekipa ratunkowa dotarła do rannych - mówi rzeczniczka LPR.
Ludzie nie mieli prądu, sprawę bada komisja
Dodaje także maszyna była wyposażona w specjalne nożyce, które umożliwiły przecięcie linii energetycznej. Jak informowała we wtorek rzeczniczka policji w Lubinie, na miejsce skierowano Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Okazało się jednak, że była to komisja techników, która miała ocenić szkody. Pojawili się także przedstawiciele energetyki. Po kilkunastu godzinach śmigłowiec nadal jednak znajdował się na miejscu zdarzenia.
- Procedury w takiej sytuacji nakazują wymianę łopat helikoptera. Po wymianie śmigłowiec wróci do pracy - dodaje Sochacka.
W związku z uszkodzeniem linii średniego napięcia we wtorek około 1500 mieszkańców gminy Lubin nie miało prądu. - Po półtorej godziny napraw energetycy usunęli awarię - informuje Marcin Marzyński rzecznik prasowy Tauron Dystrybucja S.A.
Autor: werp/balu/i/zp / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | A.Stefańczyk