Roman Bojdoł, komendant wrocławskiego komisariatu przy ul. Trzemeskiej, który odpowiadał za zabezpieczenie wrocławskiego marszu narodowców 11 listopada 2017 roku, przyznał w sądzie, że "śmierć wrogom ojczyzny" jest dla niego hasłem patriotycznym. Policjant był jednym ze świadków zeznających w procesie Obywateli RP, których oskarżono o zablokowanie marszu.
We wtorek, na ławie oskarżonych wrocławskiego sądu zasiadło 8 osób oskarżonych o przeszkadzanie w przebiegu niezakazanego zgromadzenia. Chodzi o marsz narodowców, który 11 listopada przeszedł przez Wrocław.
Na czele pochodu szedł Piotr Rybak, który kilka dni później trafił za kratki za spalenie kukły Żyda, i Jacek Międlar - suspendowany ksiądz z zarzutem podżegania do nienawiści przeciwko Ukraińcom i Żydom. Z tłumu słychać było między innymi okrzyki "wielka Polska niepodległa", "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę", czy też "śmierć wrogom ojczyzny".
Hasła patriotyczne?
Jedną z osób składającą zeznania w sądzie był Roman Bojdoł, komendant komisariatu przy ul. Trzemeskiej, który odpowiadał za zabezpieczenie przemarszu 11 listopada. Obrońcy oskarżonych dopytywali go właśnie o te okrzyki.
- Powiedział pan, że słyszał wyłącznie hasła patriotyczne. Przed chwilą potwierdził pan, że słyszał hasło "śmierć wrogom ojczyzny". Chciałem zapytać, czy według pana jest to hasło patriotyczne? - pytał jeden z adwokatów.
- Tak - stanowczo odpowiedział komendant Bojdoł.
- Czy hasło "a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści" jest również w pana ocenie hasłem patriotycznym? - dopytywał obrońca.
- Ale powiedziałem panu, że tego hasła nie słyszałem - odpowiedział policjant.
- A jakie hasła pan jeszcze słyszał?
- Nie jestem panu w stanie teraz przytoczyć haseł - przyznał na koniec komendant.
Unikali eskalacji agresji
Bojdoł potwierdził, że oskarżeni nie zachowywali się agresywnie oraz nie używali słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Przyznał natomiast, że policjanci widzieli zupełnie odwrotne zachowania ze strony uczestników marszu. Widzieli również odpalane race.
Dlaczego zatem zabrakło reakcji funkcjonariuszy? Jak tłumaczył komendant, policja nie chciała doprowadzić do eskalacji agresji. Zatrzymanie przemarszu i próba legitymowania narodowców mogłaby wywołać zamieszki. W ocenie policji bardziej zasadną w tamtych okolicznościach była decyzja o siłowym zepchnięciu kontrmanifestacji na bok.
Z ulicy do sądu
Marsz narodowców wyruszył spod Dworca Głównego PKP. Przy Galerii Dominikańskiej skręcił w Kazimierza Wielkiego. Niewiele dalej, na skrzyżowaniu ze Świdnicką, przemarsz próbowała zablokować grupa Obywateli RP i przedstawicielki Strajku Kobiet. Niektórzy z nich trzymali transparenty "Faszyzm nie przejdzie" i "Tu są granice przyzwoitości". To nie spodobało się maszerującym. Doszło do przepychanek, szarpaniny i rzucania wyzwiskami.
W trakcie przepychanek, jedna z kobiet została opluta. Inna uderzona w głowę i twarz odpaloną racą. Spaliły się jej włosy, miała osmalony policzek. Doznała obrażeń głowy, pogotowie zabrało ją do szpitala. Policja nadal jest na etapie poszukiwania sprawcy.
Po tych wydarzeniach funkcjonariusze wylegitymowali kilkanaście osób, które próbowały zablokować przemarsz. Następnie osoby te zostały oskarżone, w efekcie czego usiadły na ławie oskarżonych. Teraz grozi im do 14 dni areszt oraz grzywna do 5 tysięcy złotych. Nikt z narodowców jak dotąd nie usłyszał zarzutów.
nikt z narodowców jak dotąd nie usłyszał zarzutów. W przeciwieństwie do osób blokujących ich marsz. (http://www.tvn24.pl)
Autor: ib / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław