Na 15 lat więzienia wrocławski Sąd Apelacyjny skazał w środę byłego studenta chemii Pawła R. oskarżonego o podłożenie ładunku wybuchowego w autobusie komunikacji miejskiej. To obniżenie kary względem wyroku sądu I instancji, w której mężczyzna skazany został na 20 lat więzienia.
Do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu wpłynęły trzy apelacje w tej sprawie. Od wyroku sądu pierwszej instancji odwołali się obrońcy mężczyzny, prokuratura i oskarżyciel posiłkowy - pełnomocnik jednej z pokrzywdzonych kobiet.
Zdaniem obrony sąd w pierwszym procesie dopuścił się szeregu uchybień. Prawnicy Pawła R. zarzucają sądowi między innymi dowolność w ocenie dowodów. Oskarżyciel publiczny domagał się zwiększenia wymiaru kary do 25 lat pozbawienia wolności. A pełnomocnik kobiety, która jako jedyna została lekko ranna, domagał się zadośćuczynienia.
Sąd apelacyjny orzekł w środę, że R. podkładając ładunek wybuchowy w autobusie działał z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia więcej niż jednej osoby. Zmienił wyrok sądu I instancji, obniżając Pawłowi R. karę z 20 lat na 15 lat więzienia. Wyrok jest prawomocny.
Ograniczona poczytalność
Sędzia Andrzej Kot w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że oskarżony "miał zamiar pozbawienia życia więcej niż jednej osoby, ale nie był to zamiar bezpośredni".
- Kluczowym dowodem dla przyjęcia, że nie był to zamiar bezpośredni, była opinia biegłych psychiatrów i psychologów, która została dziś uzupełniona na rozprawie odwoławczej - mówił sędzia.
Dodał, że biegli wskazali jednoznacznie, iż celem działania oskarżonego nie było pozbawienie życia wielu osób, ale uzyskanie korzyści majątkowych.
- Biegli zwrócili uwagę na elementy zaburzenia świadomości i woli oskarżonego (…) nie oznacza to, że oskarżony nie przewidywał możliwości pozbawienia życia wielu osób w wyniku działań, które podjął - powiedział sędzia.
Zaznaczał, że społeczna szkodliwość czynu, którego dopuścił się R., była bardzo wysoka.
- Terrorystyczny charakter tego zdarzenia oraz możliwe następstwa - to przemawia zdecydowanie na niekorzyść oskarżonego i uzasadnia sięgnięcie po najsurowszą karę (…) ale stopień winy oskarżonego był obniżony wskutek choroby, jaką przyjęli i zdiagnozowali biegli psychiatrzy; poczytalność oskarżonego było ograniczona, ograniczoną miał też zdolność kierowania swoim postępowaniem - mówił sędzia.
Będzie kasacja?
Jeden z obrońców R., mec. Łukasz Wójcik, powiedział po wyjściu z sali sądowej, że apelacja obrony został uwzględniona.
- Trudno więc nie kryć pewnej satysfakcji, ale nadal uważamy, że wyrok jest w pewnym sensie niesprawiedliwy, poczekamy na pisemne uzasadnienie - powiedział mecenas podkreślając, że nie wyklucza kasacji.
Prokurator Tomasz Krzesiewicz powiedział, że wyrok sądu pierwszej instancji był "bardziej słuszny w zakresie wymiaru kary".
- Sąd przyjął zamiar ewentualny zabójstwa i w tym zakresie nie mogę się zgodzić z tym orzeczeniem, nie wykluczam w tym kontekście kasacji ze strony prokuratury - powiedział prokurator.
Ładunek wybuchowy w żółtej reklamówce
19 maja 2016 roku Paweł R. wszedł do autobusu linii 145. Miał przy sobie żółtą reklamówkę. To w niej ukrył skonstruowany przez siebie ładunek wybuchowy. Pojazd opuścił, ale zostawił w nim torbę. Porzucony tuż obok wózków, w którym siedział trzyletni chłopiec i leżała 9-miesięczna dziewczynka, bagaż zaniepokoił jedną z pasażerek. O sprawie powiadomiła kierowcę, który wyniósł reklamówkę z autobusu. Na przystanku doszło do eksplozji. Odłamki raniły przechodzącą obok kobietę.
Przez kilka kolejnych dni policja w całej Polsce szukała mężczyzny, który próbował dokonać zamachu. W końcu zatrzymano go w rodzinnym domu w Szprotawie. Wizyty funkcjonariuszy się nie spodziewał. Zatrzymaniem zaskoczeni byli też znajomi R. - Ja osobiście jestem zszokowany, bo nie spodziewałem się tego. Kiedy ktoś powiedział, że to może być on, to uznałem to trochę za żart i nawet tłumaczyłem właśnie, że jest za granicą w pracy - mówił kolega R. ze studiów. - Nie widziałem w nim osoby, która byłaby w stanie zrobić coś takiego.
Oskarżony o terroryzm
24-latek usłyszał zarzut popełnienia przestępstwa o charakterze terrorystycznym, usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych i zarzut spowodowania zdarzenia, które zagrażałoby życiu i zdrowiu wielu osób. Później prokuratorzy przedstawili mu kolejny zarzut: usiłowania wymuszenia rozbójniczego. Okazało się, że w dniu eksplozji student zadzwonił na numer 112 i groził, że "zrobi z Wrocławia drugą Brukselę". Przedstawił ultimatum. Żądał złota. W razie niedostosowania się do jego polecenia w stolicy Dolnego Śląska miały wybuchać bomby.
Początkowo Paweł R. przyznał się do winy. Jednak później, przed sądem, wszystkiemu zaprzeczył. Podkreślał: "nie jestem żadnym terrorystą" i wskazywał, że jego celem nie było skrzywdzenie ludzi. Jednak biegli nie mieli wątpliwości, że 19 maja 2016 roku we Wrocławiu mogło dojść do tragedii.
"Zamiarem oskarżonego była chęć dokonania zabójstwa"
W trakcie śledztwa sprawdzono poczytalność Pawła R. Wynik był pozytywny. Stwierdzono jednak, że w momencie popełnienia czynu mężczyzna miał ograniczoną zdolność pokierowania swoim postępowaniem.
W listopadzie 2017 roku były student chemii został skazany na 20 lat pozbawienia wolności. - Sąd doszedł do przekonania, że zamiarem oskarżonego była chęć dokonania zabójstwa wielu osób, a wcześniej zdobycia korzyści majątkowej - mówił sędzia. R. groziło dożywocie, ale sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące: częściową niepoczytalność i młody wiek oskarżonego.
Sprawą zajmuje się Sąd Apelacyjny we Wrocławiu:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław