Wrocławska szkoła przetrwania, której podopieczni zgubili się w poniedziałek w rejonie Bukowego Berda, odpiera krytykę. - Kadra postąpiła profesjonalnie oraz zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, zawiadamiając GOPR zanim sytuacja wymknęła się spod kontroli - informuje właściciel szkoły SAS. Rację przyznają mu też rodzice uczestników.
- Wszyscy uczestnicy wyprawy są w bardzo dobrej formie, bez jakichkolwiek odmrożeń lub innego uszczerbku na zdrowiu - informuje Bogdan Tymoszyk, właściciel wrocławskiej Szkoły Przetrwania i Przygody SAS. Przyznaje, że warunki pogodowe w rejonie Bukowego Berda w Bieszczadach były złe, ale jego zdaniem kadra zachowała się profesjonalnie. - Zgodnie z zasadami bezpieczeństwa zawiadomili GOPR zanim sytuacja wymknęła się spod kontroli - dodaje Tymoszyk. "Zrobili najmądrzejszą rzecz jaką mogli" Jak opowiada, kiedy wycieczka licealistów wychodziła w góry, pogoda była dobra. Burza śnieżna zastała ich dopiero w wyższych partiach. - Uczestnicy zrobili wtedy najmądrzejszą rzecz jaką mogli. Rozstawili namioty, weszli do śpiworów i starali się odpoczywać - opowiada Tymoszyk. Rano widoczność była jednak wciąż bliska zeru. Opiekun grupy wezwał więc GOPR. - Naszym zdaniem fakt, że nikt nie doznał odmrożeń i wszyscy poza jedną osobą zeszli w towarzystwie ratowników w dolinę, jest tylko dowodem profesjonalizmu nie tylko organizatorów, ale i uczestników wyjazdu - ocenia właściciel SAS.Pozytywnie o szkole wyraża się też matka jednego z uczestników wyjazdu. Jej syn pojechał w Bieszczady, bo wyjazd był jednym z integralnych elementów szkolenia survivalowego, który prowadziła szkoła SAS. Wyjście w okolice Bukowego Berda miało być egzaminem. - Uczestnicy mieli samodzielnie sprawdzić się w ekstremalnych warunkach. Jest to kluczowy element survivalu. Podkreślić należy, że działania opiekunów i uczestników podczas egzaminu przebiegały zgodnie z ustalonym wcześniej scenariuszem. W momencie trudnej do przewidzenia gwałtownej zmiany pogody, po ocenie sytuacji, postąpili oni zgodnie z zasadami prewencji i wezwali pomoc ratowników GOPR - pisze Agata Limanówka, matka jednego z uczestników, w przesłanym do redakcji TVN24 oświadczeniu.Dwudziestoletnie doświadczenie Tymoszyk zaznacza, że jego szkoła działa na rynku już od dwudziestu lat, organizując obozy i wyjazdy przez cały rok. - Opiekunami zostają osoby, które mają uprawnienia i przynajmniej od kilku lat zajmują się survivalem - dodaje właściciel SAS. - 22-letni opiekun, który wezwał na pomoc ratowników GOPR miał w pracy w górach blisko dziesięcioletnie doświadczenie - tłumaczy. Dodaje też, że wszyscy uczestnicy dostali na wyjazd zgody rodziców. Wycieczka nie była zgłaszana do kuratorium, bo był to, zdaniem Tymoszyka, wyjazd prywatny.Teraz sprawę zbada policja i prokuratura. 22-letni opiekun, który wybrał się z 10-osobową grupą licealistów w góry został zatrzymany i będzie przesłuchiwany w obecności śledczych. Ci mają sprawdzić, czy w czasie wyjścia w góry mogło dojść do narażenia życia i zdrowia uczestników wycieczki.
Autor: bieru//kv/k / Źródło: TVN24 Wrocław