Podejrzany o znęcane się w komisariacie przeniesiony do rezerwy MON. "Okłamał służbę"

Były już policjant, dwa tygodnie po incydencie zaczął pracę w ŻW
Były policjant pracował jako żandarm. Został przeniesiony do rezerwy MON
Źródło: TVN24 Wrocław

Adam W., były policjant podejrzany o znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem, został w piątek przeniesiony do rezerwy kadrowej Dyrektora Departamentu Kadr MON. 1 czerwca 2016 roku został przyjęty do służby w Żandarmerii Wojskowej. - Nie ma wątpliwości, że okłamał służbę, do której przyszedł - skomentował w Sejmie szef MON Antoni Macierewicz.

Jak podał rzecznik prasowy Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowe mjr Artur Karpienko, w związku z postawieniem Adamowi W. zarzutów prokuratorskich, został on w piątek przeniesiony do rezerwy kadrowej Dyrektora Departamentu Kadr MON.

W czwartek Karpienko, poinformował nas, że W. w Żandarmerii Wojskowej służy od 1 czerwca 2016 roku. Został przyjęty jeszcze przed ujawnieniem zdarzenia na komisariacie.

Rzecznik ŻW nie udziela informacji na temat zajmowanego przez W. stanowiska oraz miejsca jego służby.

Macierewicz: ukrył fakt, że był na komisariacie

Sprawę skomentował w piątek w Sejmie szef Ministerstwa Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Jak mówił dziennikarzom, kiedy sprawa została ujawniona, w związku z postawieniem żandarmowi zarzutów, jego resort natychmiast zareagował.

- Został przesunięty do dyspozycji kadrowej, zostaną wyciągnięte wobec niego jak najdalej idące konsekwencje - mówił Macierewicz.

- On ukrył, przechodząc z policji, fakt, że był wtedy na komisariacie. Nie ma jasności w jakim zakresie brał udział w tych wydarzeniach, ale nie ma wątpliwości, że okłamał służbę, do której przyszedł - dodał szef MON.

Policjantom grozi więzienie

Adam W. - tak jak trzej inni byli policjanci - we wtorek w poznańskiej prokuraturze usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień oraz fizycznego i psychicznego znęcania się nad zatrzymanym 15 maja ub.r. we Wrocławiu Igorem Stachowiakiem. Byłym funkcjonariuszom grozi kara do 5 lat więzienia.

- Zebrany materiał dowodowy pozwolił na ustalenie, że funkcjonariusze zastosowali do obezwładnienia Igora Stachowiaka środki nieadekwatne do zagrożenia, jakie stwarzał zatrzymany - podała Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej. Dodała, że ich użycia nie uzasadniał w dostatecznym stopniu fakt, że Stachowiak był agresywny wobec policjantów już od momentu przewożenia go do komisariatu.

CZYTAJ WIĘCEJ O ZARZUTACH DLA POLICJANTÓW

Kontrowersyjna opinia

Według biegłych powołanych przez prokuraturę, zachowanie policjantów wobec zatrzymanego "nie ma związku przyczynowego z jego zgonem" - podali śledczy.

Biegli stwierdzili, że Igor Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych. W organizmie zmarłego wykryli obecność amfetaminy, a więc narkotyku, który powoduje euforię, podnosi ciśnienie krwi i zwiększa odporność na ból, a także tramadolu. Ta druga substancja to lek przeciwbólowy, opioidowy - działający, jak morfina czy heroina. Może powodować drgawki i wzrost ciśnienia - podała Bialik.

Według niej, biegli określili stan Igora Stachowiaka jako "excited delirium". - To zaburzenie świadomości, połączone z dezorientacją i brakiem odróżnienia rzeczywistości od halucynacji, któremu towarzyszy nienaturalne podniecenie i rozgorączkowanie. Wywołuje w organizmie reakcje typowe dla stresu - wyjaśniła prokurator.

Burza po reportażu

Igor Stachowiak w maju 2016 r. został zatrzymany na wrocławskim rynku. Według funkcjonariuszy, był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.

Sprawa wróciła po wyemitowaniu w maju 2017 roku reportażu Wojciecha Bojanowskiego w TVN24, gdzie między innymi pokazano zapis z kamery paralizatora.

ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ

Później "Fakty" TVN podały, że policja miała dostęp do nagrań w sprawie śmierci Stachowiaka, choć deklarowała coś innego.

W związku z wydarzeniami sprzed roku szef MSWiA odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Wszyscy funkcjonariusze: zatrzymujący Stachowiaka i używający wobec niego tasera, są już poza policją.

Autor: ib / Źródło: PAP/TVN24 Wrocław

Czytaj także: