Do pięciu lat więzienia grozi dwóm wrocławskim lekarzom, którzy zbyt późno mieli zdecydować o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. W efekcie noworodek zmarł, a życie jego matki uratowała kolejna operacja. Mężczyźni nie przyznają się do winy.
- Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi K. i Markowi M. oskarżając ich o narażenie Małgorzaty O. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci jej dziecka - informuje Małgorzata Klaus z prokuratury okręgowej we Wrocławiu.
Czekał zamiast operować
Według śledczych, w grudniu 2006 roku Małgorzata O. zgłosiła się do prywatnego gabinetu Andrzeja K. Mężczyzna prowadził jej ciążę, a wizyty, także we wrocławskim szpitalu, odbywały się regularnie.
- 9 sierpnia 2007 roku kobieta ze skierowania Andrzeja K. została przyjęta do kliniki. Wbrew zaistniałym wskazaniom, Andrzej K. nie podjął decyzji o niezwłoczynym wykonaniu cesarskiego cięcia przyjmując postawę wyczekującą - dodaje Klaus.
Bóle coraz silniejsze
Termin zabiegu wyznaczono na 16/17 sierpnia. Mimo to, lekarz nie nakazał ciągłego nadzorowania parametrów życiowych matki i dziecka. Według prokuratury, mężczyzna nie zapewnił też pełnej gotowości operacyjnej i nie zabezpieczył krwi do przetoczenia.
Trzy dni po przyjęciu do szpitala Małgorzata O. zaczęła zgłaszać dolegliwości bólowe. Lekarz dyżurny oceniał je jako "niepołożnicze". Kiedy kolejnego dnia bóle nie minęły, dyżurny poinformował o nich Andrzeja K. i Marka M. Poprosił też o konsultację pacjentki.
- Mimo zgłaszanych dolegliwości Andrzej K. nie konsultował w godzinach porannych Małgorzaty O. i nie podjął decyzji o rozwiązaniu ciąży cięciem cesarskim przy pełnej obsłudze szpitalnej. Mimo prezentowanych objawów klinicznych pacjentki nie zlecił dostatecznego nadzoru, w tym przeprowadzenia ciągłych badań kardiotokograficznych i badania ultrasonograficznego - opisuje prokurator.
"Zaniechał intensywnego nadzoru"
Pacjentkę zbadał dopiero ok. 13.00 i zalecił podanie kroplówki. Półtorej godziny później razem z Markiem M. ponownie sprawdzili stan kobiety.
- Andrzej K. uznał, że dolegliwości Małgorzaty O. są pochodzenia jelitowego i zalecając stosowny lek przekazał pacjentkę Markowi M., jako kierownikowi dyżuru - wyjaśnia Klaus.
Stan kobiety miał być obserwowany, a gdyby się nie poprawił, Andrzej K. nakazał wykonanie cesarskiego cięcia. W takim wypadku Marek M. miał do niego zadzwonić, bo K. zgłosił gotowość do wzięcia udziału w zabiegu.
O 15.00, czyli pół godziny po wizycie lekarskiej, bóle u kobiety się nasiliły. Mimo to, Marek M., który objął dyżur, zaniechał "intensywnego i ciągłego nadzoru, rejestracji podstawowych parametrów życiowych matki i płodu, ciągłego monitorowania kardiotograficznego płodu i badania ultrasonograficznego. Nie zapewnił też pełnej gotowości operacyjnej z zabezpieczeniem krwi do przetoczenia" - czytamy.
Czekali 40 minut
Dwie godziny później stan pacjentki znacznie się pogorszył. Kobieta kilka razy straciła przytomność, a wezwany na konsultację internista polecił rozpoczęcie działań przez ginekologów.
- Marek M. około godz. 17.20 skontaktował się telefonicznie z Andrzejem K.. Poinformował o konieczności przeprowadzenia cesarskiego cięcia. Około godz. 18.00 do kliniki przybył Andrzej K., który natychmiast rozpoczął operację Małgorzaty O. Kiedy przyjechał, operacja pacjentki nie została jeszcze rozpoczęta, a Marek M. dopiero przygotowywał się do zabiegu - relacjonuje prokurator.
Reanimacja bez skutku
Stan dziewczynki oceniono na 0 punktów w skali Abgar. Dziecko przez kilka godzin było reanimowane, a następnie przewiezione do kliniki dziecięcej. Zmarło trzeciego dnia po porodzie.
W międzyczasie trwała też walka o życie matki dziewczynki, która ze względu na zły stan zdrowia musiała zostać operowana.
- Z uzyskanej opinii biegłych wynika, iż nadzór okołoporodowy był niedostateczny, a Andrzej K. decyzję o wykonaniu cesarskiego cięcia powinien podjąć już w godzinach porannych. Biegli wskazali też, że czas jaki minął od momentu podjęcia decyzji przez Marka M. o wykonaniu cesarskiego cięcia do wykonania zabiegu był znacznie opóźniony. Przekraczał 30 minut - dodaje Klaus.
Nie przyznają się do winy
Andrzej K. nie przyznał się do zarzutów. Wyjaśnił, że sytuacja z godziny 17.20 była nagła, nieprzewidywalna i wymagała natychmiastowej interwencji obecnego zespołu dyżurnego.
- Przesłuchany w charakterze podejrzanego Marek M. także nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Wyjaśnił, iż istotne pogorszenie stanu zdrowia pacjentki nastąpiło o godz. 17.43, a operacja odbyła się zaledwie 17 minut później. Zaprzeczył też, by nadzór okołoporodowy nad pacjentką podczas jego dyżuru był nieprawidłowy - informuje prokurator.
Mężczyznom grozi od 3 miesiecy do 5 lat więzienia.
Autor: ansa / Źródło: TVN24 Wrocław