Przez te 2,5 tys. lat, z małymi wyjątkami, dzieci zawsze bito. Historia edukacji to historia fizycznej udręki uczniów ze strony nauczycieli, opowiada w rozmowie z tvn24.pl historyk edukacji. Wielu do dziś wspomina belfrów, którzy za dwóję czy brudne ręce wymierzali karę linijką i wskaźnikiem po dłoniach. O dyscyplinie śpiewał też jeden z bohaterów filmu "Pan Kleks w kosmosie" tak, że jak dziś się tego słucha, ciarki przechodzą po plecach.
W czasach wszechobecnej poprawności politycznej metody wychowawcze niektórych nauczycieli wciąż, a może znów budzą emocje. W ostatnich dniach media nagłośniły, jak nauczycielka miała znęcać się, poniżać i karać dzieci (np. zaklejając im usta taśmą) w szkole podstawowej w niewielkiej miejscowości Szczodre na Dolnym Śląsku. W sieci zawrzało. Nie mniej emocjonalnie zareagowali internauci i niektórzy rodzice na procedury wejścia do klasy w legnickiej podstawówce, które określano mianem musztry, tresury.
Szokujące? Nasze zdziwienie wzbudziło też to, że
Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych. art. 40, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej
w polskich szkołach stosowanie kar cielesnych formalnie zakazane jest dopiero od 2001 roku. W rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej kilkukrotnie podkreśla się, że "nie mogą być stosowane kary naruszające nietykalność i godność osobistą ucznia".
Momenty, że nie bito
Jednak eksperci podkreślają, że dzieje szkolnictwa były nierozerwalnie związane z surową dyscypliną. - Przez te 2,5 tys. lat, z małymi wyjątkami, dzieci zawsze bito. Historia edukacji to historia fizycznej udręki uczniów ze strony nauczycieli - twierdzi prof. Jerzy Kochanowicz z Zakładu Historii Edukacji Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
I przypomina, że w historii były tylko dwa okresy kiedy kary cielesne złagodzono. Prekursorami łagodniejszego podejścia do dzieci byli pedagogowie rzymscy w pierwszych wiekach naszej ery. - Podkreślali, że bicie bardzo źle wpływa na dzieci, że powoduje rany psychiczne, a zamiast uczniów bić należy się o nich troszczyć i być jak "czuły ojciec" - opowiada profesor.
Z nadejściem średniowiecza uczniów zaczęto traktować surowo, by w XVI wieku ponownie złagodzić stanowisko. - Uważano, że powinno się raczej upominać niż bić. Najpierw przekonywało się do lepszego postępowania, a kara fizyczna była wtedy ostatecznością - tłumaczy naukowiec.
Tabliczka na szyję, karcer albo chłosta
W tym czasie w polskich szkołach obowiązywały specjalne katalogi kar. Uczeń przyłapany przez belfra na mówieniu po polsku zamiast po łacinie miał zawieszaną na szyi tabliczkę z napisem "jestem osłem".
Oprócz tego można było trafić do oślej ławki, karceru, albo na najstraszliwszą z kar - rózgę. Wymierzyć mógł ją jedynie korektor, czyli specjalny urzędnik opłacany z miejskiej kasy.
- Pedagog odczytywał, ile rózg delikwent ma otrzymać, korektor wyprowadzał ucznia z sali, by nie upokarzać go na oczach pozostałych i wymierzał chłostę - opowiada Kochanowicz. I stawia dość ryzykowną tezę: czasem było to bardziej humanitarne traktowanie niż dzisiejsze zachowania niektórych nauczycieli.
Co ciekawe, uczeń mógł też odmówić przyjęcia kary. Wtedy był usuwany ze szkoły. - Jednak było to zawsze poprzedzone konsultacjami z opiekunami. Przypominało trochę proces sądowy i nigdy nie łączyło się z odreagowywaniem własnych frustracji na podopiecznych - podkreśla profesor.
Na przestrzeni wieków pedagodzy chętnie sięgali po siłowe metody wychowawcze.
"Dobry uczeń się nie wychyla"
W polskich szkołach surowa dyscyplina obowiązywała aż do czasu przemian politycznych z końca lat 80. XX wieku.
- W latach 70. chodziłem do szkoły na Podkarpaciu. Szkoła była zhierarchizowana, żadne dziecko nie śmiało podskoczyć. Takie były czasy, a społeczeństwo było z jednej strony poddane dyktatowi partii, z drugiej kleru - wspomina Wiesław Kot, publicysta i autor kilku książek o życiu codziennym w PRL.
W rozmowie z nami opowiada, że zadaniem ucznia było "słuchanie i wykonywanie poleceń". - Dobrym uczniem był ten, który się nie wychylał i się nie odzywał. Stosowano niemal wojskowy dryl. Nauczyciele czuli się bezkarni, a my nie wiedzieliśmy, że może być inaczej - przyznaje Kot.
A prof. Jerzy Kochanowicz z Zakładu Historii Edukacji na Dolnośląskiej Szkole Wyższej potwierdza: wtedy jednym ze sposobów temperowania dzieci było stosowanie kar cielesnych. Oczywiście oficjalnie w dokumentach nie było to dopuszczalne, ale praktyka była inna.
Pani od polskiego lała książkami po głowie, zdarzyło się, że encyklopedią
Wie coś o tym Cezary, nasz rozmówca, który w latach 70. uczył się w jednej z wrocławskich szkół. W jego podstawówce "po łapach" można było dostać m.in. za: psikusy, rozmowy, brak dyscypliny czy bieganie po korytarzu.
- Pan od geografii bił uczniów wskaźnikiem dopóki jednemu z kolegów nie złamał ręki. Z kolei pani od polskiego lała książką po głowie. Pewnego dnia nie zorientowała się, że w ręku trzyma encyklopedię, a uczeń doznał wstrząśnienia mózgu - wspomina mieszkaniec Wrocławia.
I mógłby dalej wyliczać, bo pani od rosyjskiego ciągnęła dzieci za pejsy, a wychowawczyni uderzała linijką na sztorc. Można się było skarżyć? - Nie było po co. Nie chcieliśmy nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdybyśmy się zbuntowali. A gdybym powiedział, że w szkole byłem niegrzeczny, to w domu pewnie dostałbym kolejne lanie. Takie były czasy - kwituje Cezary.
"Wypłata", czyli po łapach
Podobne metody stosowano w jednej z podstawówek w Elblągu. Tam każda z klas była wyposażona w tzw. dyscyplinkę. - Zgodnie ze swoją nazwą służyła do dyscyplinowania krnąbrnych uczniów. W szkole mieliśmy "wypłatę", czyli dzień, w którym za każdą dwóję dostawało się dwa razy po rękach. Nikt nie patrzył czy dziecko jest małe czy trochę starsze. Chłopiec czy dziewczynka - opowiada Marek, który "wypłaty" przeżył na własnej skórze.
- Często w ruch szedł też drewniany wskaźnik, szczególnie na lekcji biologii. Za próbę ściągania dostawało się nim po plecach, a pręga była widoczna przez kilka dni.
Pedagodzy karali nie tylko za złe oceny, ale też za brudne ręce. - Nie skarżyliśmy się, nie było pretensji - wspomina uczeń elbląskiej szkoły. I dodaje, że w tym czasie podopieczni szkół nie zaprzątali sobie głowy karami, ale tym jak zminimalizować ich skutki. By mniej bolało ręce smarowali kredą albo maczali w oleju - wspomina.
Skarga? Do dyrektora nie miała sensu, bo ten miał swój repertuar kar, a rodzice nie widzieli nic złego w dyscyplinowaniu. Sami uczniowie też się wzajemnie nie skarżyli. - Była jasna hierarchia i dyscyplina, ale tez poczucie, że nauczyciele stoją za nami murem. Nie było mowy np. o wzywaniu milicji do tych najniegrzeczniejszych. To się załatwiało w szkole, na miejscu. To był taki niepisany układ - opowiada Marek.
Mundurki, tarcze, a w tornistrze elementarz z Bierutem, Gomułką i Gierkiem
Dziecko należy ustawić w szeregu, niechaj kolejno odlicza. Numer dla dziecka stanu szkolnego, ważniejszy od jego oblicza. Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina! Dyscyplina, to podstawa wychowania. Dziecko nie może za dużo czytać, tylko wybrane problemy. Dziecko nie może o nic pytać, ma słuchać co mu powiemy. Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina! Dyscyplina, to podstawa wychowania. Jeśli na czarne mówimy białe, dla dzieci ma to być białe. Białe dlatego bywa czarne, że ja je tak nazwałem. Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina! Dyscyplina, to podstawa wychowania. Bywa czasami, że jakieś dziecko próbuje mieć własne zdanie, wtedy z nim krucho, wtedy z nim kiepsko! To dziecko dostanie lanie. Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina! Dyscyplina, to podstawa wychowania. Baczność klasa! Klasa słucha! Własnie przeleciała mucha. Ha! piosenka "Dyscyplina" z filmu "Pan Kleks w kosmosie"
Proces wychowania w polskich szkołach regulowało ponad 500 aktów prawnych. Praca była nisko płatna.
Kot w swojej książce "Polskie dekady: Kronika naszych czasów 1950-1990" przywołuje dane, według których aż 32 proc. nauczycieli zatrudnianych corocznie w wiejskich szkołach nie miało przygotowania pedagogicznego. Uczniowie zwykle przez kilkadziesiąt minut wystawali na szkolnych akademiach. W najmłodszych klasach podstawową lekturą był elementarz Mariana Falkowskiego. - W zależności od tego, kto akurat stał na czele państwa, podręcznik zmieniał swój dodatek. Był w wersji bierutowskiej, gomułkowskiej i w gierkowskiej. W latach 80. się skończył - przypomina Kot.
Mundurki kilka lat temu na krótko powróciły do polskich szkół. Jednak w czasach PRL były normą, a kto nie miał uniformu, ten nie wszedł na teren szkoły. Granatowe, bordo lub czarne, obowiązkowo z białym kołnierzykiem przypinanym na guziki. Ze szkół zaczęły znikać dopiero w latach 80. XX wieku. Tylko dlatego, że kryzys spowodował trudności z nabyciem uczniowskich ubrań.
Podobny los spotkał tarcze, których noszenia skrupulatnie pilnowano. Musiały być przyszyte do mundurka i do ubrania wierzchniego. Od kar cielesnych też stopniowo odchodzono. - Stosowano je według uznania, nie było tak że ich stosowanie określał jakiś regulamin. Nie wiadomo, kiedy to się zaczęło i kiedy się skończyło - stwierdza Kot.
Nowe podejście w szkołach najbardziej widoczne były właśnie pod koniec lat 80. i na początku 90. Wtedy w wielu placówkach nastąpiła zmiana pokoleniowa. Starszych, tradycyjnych nauczycieli zastąpili młodsi, krótko po studiach, z innym podejściem do ucznia.
Chociaż jeszcze w 1988 roku w filmie "Pan Kleks w kosmosie" Emilian Kamiński, czyli dyrektor Kudłacz śpiewająco wylicza, że dziecko "należy ustawić w szeregu", "nie może o nic pytać" i "nie może za dużo czytać", bo "dyscyplina to podstawa wychowania".
"Pruski dryl" w XXI wieku
Dziś podobne metody budzą oburzenie większości rodziców i komentatorów. Regulamin wejść i wyjść z klasy w legnickiej podstawówce wzbudził kontrowersje. Według dokumentu dzieci przed wejściem do klas muszą m.in. w ciszy stać prosto, nie stykać się, mieć plecaki położone tuż przy prawej nodze, patrzeć prosto przed siebie, a ręce mieć ułożone wzdłuż tułowia. Rodzice zarzucali też nauczycielom, że podczas szkolnej musztry krzyczą na dzieci.
Minister edukacji nazwała szkolne procedury "pruskim drylem". - Nie tego oczekujemy od szkoły XXI wieku - stwierdziła.
Szkołą, w której nauczycielka zaklejała dzieciom usta taśmą zajęła się już prokuratura. Trwa kontrola kuratorium.
Blisko połowa Brytyjczyków chce powrotu kar cielesnych
Czy jednak na pewno kary cielesne są już zapomniane i nikt nie widzi możliwości ich powrotu do szkół?
Z badań przeprowadzonych w 2011 roku przez brytyjski tygodnik edukacyjny Times Educational Supplement wynika, że mieszkańcy Wysp tęsknią za karami fizycznymi w szkołach. Aż 49 proc. pytanych Brytyjczyków było za powrotem kar do szkół. Na Wyspach zostały one zakazane w 1984 roku, a więc znacznie wcześniej niż w Polsce.
W Polsce taki sondaż nie był jeszcze przeprowadzany.
Autor: Tamara Barriga/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: CYRYL