Zastawiają chodniki i wejścia do budynków. Mieszkańcy są zrozpaczeni, straż miejska nie radzi sobie z problemem, a kierowcy tłumaczą: miejsc jest za mało i są za drogie.
Auta zostawiają w miejscu zakazu, na chodnikach i w podwórkach kamienic. Niszczą barierki, a nawet słupki przeciwpostojowe - narzekają na kierowców parkujących na dziko mieszkańcy ścisłego centrum.
- Pracownicy pobliskich biur, sklepów, czy banków zrobili sobie z naszego podwórka bezpłatny parking - denerwuje się pan Krzysztof, mieszkaniec jednej z kamienic sąsiadującej z placem Solnym, w ścisłym centrum Wrocławia. - Do śmietnika nie ma dojścia, do piaskownicy nie ma dojścia. Ludzie przeciskają się między autami - dodaje.
Mieszkańcy okolic rynku są zgodni, że auta stojące na dziko, to codzienna udręka. Z problemem muszą się zmagać każdego dnia, a z roku na rok sytuacja jest coraz gorsza. - Blokują przejazdy i dojścia do mieszkań. Gdyby coś się działo, to karetka czy straż pożarna nie przejedzie - wskazuje pan Krzysztof.
Kierowcom nie brak przy tym fantazji. Parkują w podwórkach, pod zakazami i na chodnikach. - Niedawno jeszcze była barierka dla wjeżdżających na podwórko. Niestety stała tylko trzy dni. Została po prostu rozbita i zniszczona - mówi pani Ewa, która mieszka przy ul. Ruskiej.
Straż miejska nie wystawi mandatu
Mieszkańcy mają żal do służb, w tym do straży miejskiej. Według nich, funkcjonariusze nie podejmują odpowiednich działań.
- Kiedyś samochód zablokował wyjazd z podwórka. Straż co prawda przyjechała, ale nic nie zrobili. Po prostu czekali do powrotu kierowcy - wspomina pan Krzysztof.
Ale strażnicy tłumaczą, że podjęcie interwencji, czy wystawienie mandatu nie zawsze jest takie proste. - Nie zawsze możemy podjąć działanie na drodze wewnętrznej. Wszystko zależy od formy oznakowania. Jeżeli droga jest dobrze oznakowana i należy do strefy ruchu lub zamieszkania, to możemy podjąć interwencję. Ale o tym decyduje m.in. zarządca terenu - broni się Sławomir Chełchowski, rzecznik wrocławskiej straży miejskiej.
Porysowane drzwi, powybijane lusterka
Kierowcy winą za parkowanie na dziko obarczają z kolei władze miasta. Twierdzą, że miejsc postojowych w centrum jest za mało. Ich zdaniem, miasto ogranicza ruch w centrum, ale nie proponuje innych miejsc przeznaczonych do postoju. - Biur w centrum jest coraz więcej, a parkingów coraz mniej - zauważa pan Zenon, który do centrum przyjeżdża załatwiać sprawy służbowe.
- Jest trochę miejsc płatnych, ale to i tak za mało. Zresztą są za drogie. A w galeriach parkingi są puste, bo też są za drogie - dodaje pan Maciej, kierowca z Wrocławia. Jak dodaje, sam korzysta z parkowania "na dziko".
- Jakoś sobie wszyscy radzimy. Często nie ma wyjścia i muszę kogoś zastawić. Wtedy zostawiamy karteczki z numerem telefonów. Jak jest potrzeba, to się dzwoni i ktoś odjedzie - wyjaśnia pan Maciej.
Według niego, mieszkańcom centrum często puszczają nerwy i chcą walczyć z parkującymi na własną rękę. - Porysowane drzwi to przykład takiego działania. Widziałem również sytuacje, że były powybijane lusterka - opowiada.
"Zmienić mentalność"
Przedstawiciele urzędu miejskiego nie widzą problemu z parkowaniem w centrum i nie mają zamiaru zrezygnować z ograniczania ruchu wokół rynku.
- Przede wszystkim chcemy zniechęcić kierowców do parkowania w centrum, na przykład stawiając słupki. Poza tym jest dużo parkingów. W galeriach handlowych miejsca są i stoją puste - twierdzi Katarzyna Kasprzak z urzędu miasta. - Trzeba po prostu zmienić mentalność ludzi, którzy chcą podjechać pod sam budynek i stają gdzie tylko chcą. Zresztą na pl. Nowy Targ powstaje parking na 300 miejsc, który na pewno rozładuje ruch - kwituje.
Autor: Mateusz Nawrocki/balu/par/k / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław