Podczas marszu narodowców we Wrocławiu trzy osoby zostały ranne. Teraz policja oferuje pięć tysięcy złotych za informacje na temat mężczyzny, który podczas marszu mógł rzucić niebezpiecznymi przedmiotami w kierunku poszkodowanych. I zapowiada skierowanie wniosków do sądu między innymi przeciwko organizatorom marszu.
W marszu narodowców we Wrocławiu, organizowanym przez mężczyznę, który został skazany za spalenie kukły Żyda i byłego księdza, według szacunków policji udział wzięło około 9 tysięcy osób.
Marsz, po dojściu na Rynek, został rozwiązany przez prezydenta Wrocławia.
"Zbiorowego naruszenia porządku publicznego" nie było, był za to "incydent"
- Dzięki policjantom zabezpieczającym marsz nie doszło do zbiorowego naruszenia ładu i porządku publicznego. Nie doszło też do bezpośredniej konfrontacji uczestników różnych zgromadzeń - podkreśla asp. sztab. Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji.
Doszło jednak - jak to określa rzecznik - do incydentu. - Z kilkutysięcznego tłumu zostały rzucone race i inne przedmioty. Jeden z nich ranił dwie osoby i funkcjonariusza. Na szczęście ich obrażenia nie były groźne - mówi Petrykowski.
Jednak jak przekazał gen. Jarosław Szymczyk, komendant główny policji, funkcjonariusz odniósł "dość poważną ranę oka", a dwie pozostałe osoby 11 listopada zakończyły z ranami ciętymi w okolicy czoła.
Do zdarzenia doszło w momencie, gdy pochód doszedł do ulicy Świdnickiej. W miejscu w którym gromadzili się przeciwnicy marszu narodowców, między innymi Obywatele RP i przedstawiciele środowisk antyfaszystowskich.
Jak wskazuje rzecznik dolnośląskiej policji, prezydent Wrocławia w przesłanym wcześniej piśmie został poinformowany o tym, że wyraził zgodę na "organizację kolejnego zgromadzenia bezpośrednio przy trasie przemarszu". Zdaniem policji to niosło ze sobą zagrożenie dla bezpieczeństwa. - Pismo pozostało bez odpowiedzi, dlatego policjanci z własnej inicjatywy przeprowadzili w newralgicznym miejscu dodatkowe zabezpieczenie techniczne i osobowe - opisuje Petrykowski.
Szukają podejrzewanego i oferują nagrodę
Funkcjonariusze szukają teraz osoby podejrzewanej o rzucenie niebezpiecznymi przedmiotami w kierunku poszkodowanych. Zdecydowali się na opublikowanie wizerunku uczestnika marszu. I oferują pięć tysięcy złotych nagrody za przekazanie informacji na jego temat.
W trakcie marszu policjanci dopatrzyli się i zabezpieczyli dwa banery propagujące zakazane treści. I zatrzymali sześciu podejrzewanych. Jak informują w tej sprawie wszczęto postępowanie z art. 256 kodeksu karnego. Ten mówi o "propagowaniu faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego lub nawoływania do nienawiści".
Policja: wnioski do sądu przeciwko organizatorom
Po rozwiązaniu zgromadzenia policjanci wylegitymowali około 250 osób. A wobec tych, którzy nie zastosowali się do polecenia o rozejściu się zapowiadają skierowanie materiałów do sądu. - Dotyczy to również organizatorów zgromadzenia - podkreśla Petrykowski.
Do "incydentu" doszło na skrzyżowaniu ulic Świdnickiej z Kazimierza Wielkiego:
Autor: tam/mś / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: policja dolnośląska