Zbigniew Rybczyński, reżyser i laureat Oskara złożył pozew do sądu przeciwko ministrowi kultury. Jego zdaniem Bogdan Zdrojewski w publicznych wystąpieniach oczernił go i oskarżył o rzekomy udział w finansowej aferze wykrytej w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu.
W piątek 15 listopada reżyser postanowił złożyć do sądu w Warszawie pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko Bogdanowi Zdrojewskiemu. Artysta domaga się publicznych przeprosin od ministra za "rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na temat jego rzekomego udziału w nieprawidłowościach finansowych stwierdzonych w CeTA".
- Nie mogę sobie pozwolić na utratę dobrego imienia, zwłaszcza, gdy ma to służyć przykryciu niekompetencji i nieudolności. Dlatego postanowiłem wystąpić na drogę sądową przeciwko ministrowi, który w udzielonych publicznie wywiadach dopuścił się ewidentnego naruszenia dóbr osobistych insynuując, że mogę być winny - tłumaczy Rybczyński i wskazuje konkretne publikacje w mediach.
"Nieprawidłowości obejmują Rybczyńskiego"
- Są to trzy osoby, które w tej chwili są, podkreślam, w protokole wymienione jako współwinne, winne lub prawdopodobnie winne w stopniu nieokreślonym, jeżeli chodzi o nieprawidłowości dotyczące dysponowania środkami publicznymi - tłumaczył wówczas minister.
Kolejną publikacją, która zdaniem artysty oczerniła go, była rozmowa w TVP Wrocław z dnia 12 października br. Podczas wywiadu minister mówił, że " kontrola (...) wykazała nieprawidłowości także w odniesieniu do pana Rybczyńskiego". Na pytanie dziennikarza "jakie" minister odpowiedział:
- Bardzo różne. To są nieprawidłowości, o których można powiedzieć, że jest to niewłaściwe gospodarowanie środkami publicznymi. Niestety, z przykrością to stwierdzam, ta kontrola, która była kontrolą kompleksową i jest w chwili obecnej prowadzona przez Urząd Kontroli Skarbowej, wykazała, iż nieprawidłowości obejmują także pana Rybczyńskiego - powtórzył Zdrojewski.
Pozew dotyczy także wypowiedzi ministra na łamach Gazety Wrocławskiej z 13 listopada tego roku oraz komunikatu wydanego przez resort kultury z 20 października br.
W wywiadzie Zdrojewski stwierdził, że Rybczyński "powinien podpisywać każde zamówienie, specyfikację i potwierdzać odbiór, a czynił to sporadycznie".
Lewe faktury, niepodpisane umowy
Zbigniew Rybczyński jest pomysłodawcą Centrum Technologii Audiowizualnych, które od 2009 roku powstaje we Wrocławiu. W październiku br. laureat Oscara został zwolniony z pracy w CeTA. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT.
Półtora roku temu Rybczyński zauważył, że w instytucji dochodzi do nieprawidłowości. O sprawie poinformował ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Ten zarządził kontrolę, której wyniki były jednoznaczne i potwierdziły przypuszczenia Rybczyńskiego. Pracę stracił dyrektor instytucji Robert Gawłowski, a jego stanowisko objął Robert Banasiak.
W Centrum odbyła się ponowna kontrola z ministerstwa. Po otrzymaniu jej wyników, Banasiak zwolnił z pracy Rybczyńskiego.
- Zostałem wezwany do gabinetu dyrektora ze swoją żoną. Dyrektor poinformował mnie, że przekazuje sprawę działalności swojego poprzednika do prokuratury i zwolnił mnie z pracy. Dostałem 15 minut na spakowanie swoich rzeczy - mówił wówczas Rybczyński.
W piśmie, jakie artysta otrzymał od dyrektora, można było przeczytać, że powodem zwolnienia były m.in. brak przygotowania planów działalności artystycznej czy rażące przekroczenie granic krytyki pracodawcy.
Postanowił walczyć
Zbigniew Rybczyński zaraz po zwolnieniu zwołał konferencję prasową. Poinformował na niej dziennikarzy o finansowych nadużyciach w CeTA. Kilka dni później Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wysłało do mediów informację, że "ewentualną odpowiedzialność za nadużycia może ponieść również Pan Rybczyński". W odpowiedzi reżyser opublikował oświadczenie, w którym wskazał m.in. błędy, jakich miał dopuścić się resort. Z kolei ministerstwo stwierdziło, że to Rybczyński "podaje nieprawdziwe informacje".
- Sprawa Gawłowskiego i pieniędzy, które zniknęły była tajemnicą poliszynela w ministerstwie. Ministrowi zależało, żeby tego nie upubliczniać. A mógł sprawę skierować do prokuratury. Przez ten cały czas zlecano tylko kolejne kontrole, które potwierdzały, to co już ustalono - tłumaczył po zwolnieniu Rybczyński.
Zawiadomienie do prokuratury
W następstwie "przepychanek na oświadczenia", reżyser zdecydował się o sprawie nieprawidłowości powiadomić prokuraturę.
"W związku z narastającymi wątpliwościami spowodowanymi brakiem ujawnienia już półtora roku temu przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Pana Bogdana Zdrojewskiego, a później także przez Dyrektora CeTA, Pana Roberta Banasiaka licznych nieprawidłowości i malwersacji finansowych w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu, w dniu 5.11.2013 postanowiłem przekazać sprawę do prokuratury w celu gruntownego zbadania zaistniałych faktów" – poinformował Rybczyński w przesłanym oświadczeniu.
Przypomnijmy, że wcześniej do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożone przez Roberta Banasiaka, obecnego dyrektora CeTA.
"Nieprawdziwe zarzuty"
Jeszcze tego samego dnia resort kultury wystosował komunikat do Polskiej Agencji Prasowej, w którym podkreślił, że Zbigniew Rybczyński wprowadza opinię publiczną w błąd. Przypomniano, że 7 października, czyli niezwłocznie po otrzymaniu od MKiDN wyników kontroli, dyrektor CeTA zawiadomił prokuraturę.
"Złożone do prokuratury zawiadomienie dotyczy szeregu nieprawidłowości zarówno w zakresie obrotu dokumentami, jak i dysponowania powierzonymi instytucji środkami publicznymi" - napisano w komunikacie.
Ministerstwo nie chce się jednak odnieść do, jak twierdzi, "nieprawdziwych zarzutów formułowanych przez pana Rybczyńskiego". Powołuje się przy tym na dobro toczącego się postępowania i trwającą kontrolę Urzędu Kontroli Skarbowej.
"Nie podpisywałem żadnych dokumentów"
- Byłem dyrektorem programowym, a później artystycznym. I właśnie z racji tych funkcji nie miałem żadnej styczności z przekazywanymi z ministerstwa pieniędzmi, przetargami czy zawieraniem umów. Ponadto nie zajmowałem się, jak to się z kolei ujmuje w komunikacie, "obrotem dokumentami i dysponowaniem powierzonymi instytucji środkami publicznymi" - argumentuje Rybczyński.
- Było to zadaniem dyrekcji, czyli pierwotnie pana Gawłowskiego, a następnie pana Banasiaka. Zadaniem tych osób było pilnowanie dyscypliny budżetowej, czuwanie nad prawidłowością wydawanych pieniędzy czy dokumentacji księgowo-prawnej. Tymczasem z komunikatu można wnioskować, że to ja miałem zajmować się wszelkimi aspektami działania instytucji. Począwszy od pozyskiwania środków, a skończywszy na dokumentacji budowlanej - dodaje.
Jak podkreśla artysta w publikacjach ministra pomija się wielokrotnie poruszaną przez niego ważną zależność.
- To właśnie działalność poprzedniej dyrekcji, o czym to ja zawiadomiłem ministerstwo, spowodowała, że na projekt zabrakło środków - kwituje Rybczyński.
Autor: Marta Balukiewicz /b / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław