Po tragedii w Krzeszowie właściciel linii energetycznej, firma Tauron Dystrybucja, szybko opublikowała oświadczenie. Zdaniem prokuratury i mieszkańców miejscowości zdarzenie miało jednak zupełnie inny przebieg. Wiele wskazuje na to, że przyczyną tragedii był kabel, który przez cały dzień leżał w rzece.
Mieszkańcy Krzeszowa twierdzą, że linia niskiego napięcia przechodząca przez ich miejscowość ciągle sprawiała problemy. Ich zdaniem, zamiast porządnego remontu energetycy wykonywali tylko prowizoryczne naprawy.
- Jak powieje, linie energetyczne wiszą nad samą drogą, zawsze w tym samym miejscu. Na 3 liniach są aż 4 sztukowania. Nie wymienili nigdy całego przewodu. Wystarczy wichura czy deszcz i jesteśmy odcięci, bez prądu - relacjonowali w rozmowie z reporterem TVN 24.
Tak miało być i tym razem. Kabel zerwał się prawdopodobnie w czasie poniedziałkowej wichury. We wtorek wciąż leżał w wodzie, a mieszkańcy cierpliwie czekali, aż ktoś przyjedzie go naprawić.
Tauron: "Siedziały na barierce"
Tymczasem krótko po tragedii Ewa Groń, rzecznik firmy Tauron Dystrybucja przesłała do naszej redakcji oświadczenie, z którego wynikało, że kabel zerwał się dopiero we wtorek: - Dzieci siedziały na metalowej barierce przy ulicy Nadrzecznej. Z przebiegającej nad nimi linii niskiego napięcia zerwał się przewód i upadł na barierkę, dziewczynki wpadły do wody, gdzie wpadł też zerwany przewód - czytamy w oświadczeniu.
Groń zastrzegła, że to wstępne informacje, a firma będzie sprawdzać okoliczności tragedii. - Sprawdzamy też, czy mieliśmy zgłoszenie o zerwanym przewodzie. Informacje o awarii linii niskiego napięcia otrzymujemy od klientów, najczęściej kiedy występuje brak zasilania. Inaczej to wygląda, jeśli uszkodzony jest kabel lub przewód średniego lub wysokiego napięcia. Wówczas system sam o tym informuje - dodała rzeczniczka firmy Tauron Dystrybucja.
- W przypadku otrzymania informacji o zerwanym lub uszkodzonym przewodzie, natychmiast wysłane jest na miejsce pogotowie energetyczne - zapewniła.
Prokuratura: "Kabel leżał w wodzie"
Tej wersji o zerwaniu kabla w momencie wypadku nie potwierdził jednak nikt inny. O tym, że kabel zerwała wichura mówili już strażacy, którzy brali udział w akcji ratunkowej. Potem to samo twierdzili mieszkańcy:
- Jak tylko usłyszałem pogotowie to wybiegłem z domu - relacjonował Józef Gieniec, który mieszka 200 metrów od miejsca wypadku. - Widziałem jak dziewczynki leżały w rzece, jedna na plecach, druga na brzuchu. Ta starsza miała w ręce przewód - dodał.
Wreszcie obawy potwierdziła prokuratura. - Doszło do śmiertelnego porażenia prądem dwóch dziewczynek, które znajdowały się w rzece. Nie siedziały na barierce, natomiast na pewno doszło do porażenia, gdy były w wodzie. Kabel został uchwycony przez jedną z ofiar - oświadczyła prokurator Ewa Szumińska z Prokuratury Okręgowej w Kamiennej Górze.
W poniedziałek na miejscu pojawił się też przedstawiciel firmy Tauron. - Sieć niskiego napięcia, która w tej miejscowości przebiega, jest cyklicznie sprawdzana - zapewniał wczorja na antenie TVN 24 Piotr Kaczmarek, zastępca dyrektora ds. dystrybucji oddziału w Jeleniej Górze. - Trudno mi powiedzieć, kiedy była ostatni raz sprawdzana. Z pewnością była przeglądana zgodnie z naszymi przepisami eksploatacyjnymi - dodał.
Autor: b/roody / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław