Prokuratura zbada, czy ochroniarz w trakcie meczu Śląska z Zagłębiem podjął właściwe działania w stosunku do kibica, który odpalił racę. W wyniku interwencji fan gości na moment zamienił się w żywą pochodnię.
Dantejskie sceny rozegrały się na stadionie wrocławskiego klubu w sobotę. Zaczęło się od odpalenia rac przez kibiców z Lubina.
Gdy jeden z nich wszedł na barierkę oddzielającą sektor gości od reszty stadionu, interweniował ochroniarz. Mężczyzna postanowił zaprowadzić porządek gazem pieprzowym. W efekcie kibic na ułamek sekundy stanął w kłębach ognia.
Sprawę do prokuratury zgłosili działacze Śląska. - Chcemy, by sprawdziła, czy wszystkie działania ochrony były prawidłowe - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 Michał Mazur, rzecznik wrocławskiego klubu.
Gaz zamiast gaśnicy
Przyznaje, że ochroniarz musiał zareagować, ale być może doszło do przekroczenia uprawnień. - To kibic jako pierwszy złamał prawo. Zamaskowany odpalił racę, wszedł na barierki, wyglądało na to, że chce je przeskoczyć. Ochroniarz podjął decyzję o interwencji, ale powinien użyć raczej gaśnicy, a nie gazu. Wszystko mogło skończyć się tragicznie - ocenia Mazur.
Klub próbował dotrzeć do kibica, żeby sprawdzić czy nic mu się nie stało. - Po całym zajściu kibic jednak zeskoczył z barierki i schował się wśród kolegów. Do klubu nie dotarły informacje, że jakoś ucierpiał - przyznaje rzecznik WKS.
"To nie powinno mieć miejsca"
Jak race znalazły się na trybunach? Firma Impel, która zabezpieczała stadion Śląska podczas meczu, w oświadczeniu przesłanym do redakcji TVN24 zapewnia, że "kontrola kibiców wchodzących na stadion odbyła się zgodnie ze standardami i przepisami prawa".
- Uprawnienia pracowników ochrony nie obejmują wnikliwej kontroli osobistej. Współczesne środki zagrożenia, w tym materiały pirotechniczne są niewielkich rozmiarów i nie zawsze można je wykryć podczas standardowej kontroli - dodaje przedstawicielka firmy, Jolanta Jamioł-Juszczak.
Dodaje, że wobec pracownika, który brał udział w incydencie, zostaną wyciągnięte konsekwencje. Ochroniarz ma także przejść dodatkowe szkolenie.
- Zdjęcie publikowane w mediach może prowadzić do mylnych wniosków, dlatego pragnę zapewnić, że podczas zdarzenia nikt nie odniósł żadnych obrażeń. Pracownik ochrony zmuszony był do interwencji. Co do zasady zachował się właściwie i zgodnie z procedurami. Jednakże w sytuacji zagrożenia porządku, użył środków obrony nieadekwatnych do danych okoliczności, co nie powinno było mieć miejsca - dodaje Jamioł-Juszczak.
Do wydarzeń doszło w sobotę na stadionie Śląska Wrocław przy al. Śląska 1:
Autor: balu/twis / Źródło: TVN 24 Wrocław