Parafia ładna, zadbana. Piękna buda, nad nią daszek, wokół spory wybieg - tak opisują warunki życia Maxa przedstawiciele fundacji Oleśnickie Bidy. Niestety sam pies "nie pasował" do tego krajobrazu. Na łapie 8-letniego owczarka niemieckiego od około roku widoczny był guz, który rozrósł się do wielkości pięści i nieleczony, dosłownie doprowadził zwierzę na skraj wyczerpania.
O zaniedbanym psiaku z jednej z parafii pod Namysłowem (woj. opolskie) fundacja dostała anonimowe zgłoszenie. Razem z filmem i informacją: "To pies księdza proboszcza. Cała wieś się księdza boi, bo to on decyduje, kto dostanie chrzest, komunię, komu udzieli pogrzebu. Niektórzy mówili księdzu, że chyba trzeba go zabrać do weterynarza, ale nic z tym nie zrobił. Pies ma guza widocznego od około roku".
Długo się nie zastanawiając, animalsi pojechali odebrać psa. Widok jak zastali pozornie mógł się kłócić z oczekiwaniami. Z relacji z interwencji wynika, że plebania była bardzo zadbana, a do samych warunków bytowych Maxa nie można było się przyczepić.
- Sielskość sceny psuje gryzący w nos smród, którego źródłem jest rana na łapie Maxa. Jak wiatr zawiał w naszą stronę, to aż musieliśmy się cofać. Ten guz rozrósł się do takiego stopnia, że pękł. Dzięki bogu, że stało się to teraz, a nie latem. W wyższej temperaturze zalęgłyby się tam larwy i mogłoby być za późno na ratunek - mówi Magdalena Gmyrek z fundacji.
Noga do amputacji
Przedstawiciele fundacji przytoczyli na jednym z portali społecznościowych rozmowę z proboszczem, właścicielem psa.
"Pytamy księdza, czy Max jest leczony, w związku z tym guzem i otwartą raną na nodze? Pierwsza odpowiedź pada: "no tak, tak, trzeba go w końcu uśpić". Ksiądz jest bardzo niezadowolony, że ktoś doniósł na niego. Ksiądz mówi, że bardzo mu szkoda jest psa i bardzo jest do niego przywiązany. Zasadniczo miał nadzieję, że samo mu przejdzie" - czytamy w poście.
I dalej: "Ksiądz trochę się denerwuje, że przez naszą wizytę i troskę nad stanem Maxa spóźni się na "posługę", za 10 minut odprawia mszę świętą. W 10 minut zatem spisujemy zrzeczenie się praw do psa, zakładamy Maxowi kaganiec, co wcale nie jest łatwe, bo jego futro jest grube, skołtunione, pełne starych warstw podszerstka, a smród z rany przyprawia nas o mdłości. Resztę formalności kończymy z gosposią księdza, by proboszcz zdążył na mszę".
Z plebanii psiak trafił prosto na badania do weterynarza. Po oględzinach lekarz stwierdził, że duży guz jest zrośnięty z kością, w związku z czym łapy nie da się uratować. Trzeba będzie amputować. Wyniki badań krwi też nie napawają optymizmem. Okazało się, że Max ma silną anemię. Co prawda apetyt mu dopisuje, ale sił brak. Jest też dobra wiadomość w gąszczu złych - guz nie dał przerzutów. Dlatego jest sens operować, walczyć o życie psa. Zabieg w sobotę koło południa. Rokowania są ostrożne. Nie ma pewności, że zwierzę przeżyje.
"Ksiądz gotów ponieść konsekwencje prawne"
Próbowaliśmy skontaktować się z proboszczem, aby zapytać dlaczego doprowadził do tak skrajnego zaniedbania. - Nie wypowiadam się w tej sprawie, proszę dzwonić do kurii - usłyszeliśmy od księdza.
Kolejny telefon był do rzecznika Archidiecezji Wrocławskiej. - Rzeczywiście ksiądz proboszcz przyznał się do zaniedbania psa i popełnienia błędu. Stwierdził, że jest gotów ponieść konsekwencje prawne. My w związku z tym nie będziemy go karać po raz drugi. Jako kuria skontaktowaliśmy się z fundacją, która - poprawnie swoją drogą - zareagowała na zgłoszenie. Będziemy partycypować w kosztach leczenia psa - zapewnia ks. Rafał Kowalski.
Fundacja Oleśnickie Bidy zamierza złożyć do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Pies przebywał na terenie jednej z parafii w powiecie namysłowskim:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Oleśnickie Bidy