- Generalny konserwator zabytków zachował się nieprofesjonalnie - grzmi Piotr Lewandowski, prezes zarządu Fundacji Thesaurus, która wysłała do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Piotra Żuchowskiego. Fundacja domaga się dymisji konserwatora i opublikowania dokumentów na temat wciąż niepotwierdzonego znaleziska. W poniedziałek zachowanie konserwatora skrytykował też niemiecki dziennik.
Prezesowi Fundacji Thesaurus i specjaliście prawa ochrony zabytków nie spodobało się zachowanie generalnego konserwatora zabytków podczas piątkowej konferencji prasowej. Piotr Żuchowski ogłosił na niej, że na 99 proc. "złoty pociąg", który pod koniec wojny rzekomo wywieziono z Wrocławia, istnieje. Urzędnik ministerstwa kultury powiedział też, że pociąg widział na "dobrej jakości zdjęciach georadarowych", ale fotografii nie pokazał.
Okazało się, że tajemniczego zdjęcia nie widział też ani prezydent Wałbrzycha, ani wojewoda dolnośląski. Nie ma go bowiem w dokumentach złożonych w wałbrzyskim urzędzie przez prawników reprezentujących domniemanych znalazców "złotego pociągu".
To właśnie m.in. ten brak konsekwencji generalnego konserwatora zabytków wzbudził krytykę szefa poznańskiej fundacji.
- Generalny konserwator zabytków zachował się nieprofesjonalnie. Nie jest to zwykły szeregowy urzędnik. Oczekiwałbym od niego, że jeśli wychodzi na konferencję prasową to mówi konkretnie, rzeczowo i przedstawia dowody. Jeśli mówi, że jest przekonany na 99 proc. to powinien wystawić karty na stół. To, co się stało jest niebywałe, to skandal - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Lewandowski.
Fundacja zawiadamia prokuraturę
Dlatego prezes fundacji skierował zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez konserwatora.
- W niedzielę skierowaliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury okręgowej w Warszawie i prokuratury generalnej. Naszym zdaniem doszło tu do przekroczenia uprawnień, wymuszenia działań innych służb i organów publicznych w celu usunięcia nieistniejącego zagrożenia - wylicza Lewandowski. Jego zdaniem generalny konserwator zabytków wykorzystuje swoje stanowisko, by pomóc "staremu znajomemu, który pojawił się u niego w sprawie pociągu" i o którym mówił w jednym z wywiadów.
Lewandowski podkreśla, że niewykluczone, iż zawiadomienie zostanie rozszerzone o kolejny czyn. Chodzi o "stworzenie potencjalnego zagrożenia", bo tylko w ostatni weekend sierpnia w okolicy, w której pociąg ma być ukryty pojawili się głodni sensacji poszukiwacze skarbów i ciekawscy gapie.
Miłośnicy zabytków domagają się, by minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska zdymisjonowała swojego podwładnego i ujawniła wszelkie dostępne ws. "złotego pociągu" dokumenty.
Jak mówi Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratury generalnej zawiadomienie na razie do urzędu nie wpłynęło. Natomiast wpłynęło już do prokuratury okręgowej w Warszawie. - Zostanie teraz przekazane do prokuratury rejonowej celem rozpoznania - poinformował Przemysław Nowak, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej.
Polska straci wiarygodność?
Zdaniem prezesa Thesaurusa zamieszanie wokół pociągu może odbić się Polsce czkawką. - Takie podejście do sprawy może spowodować, że na świecie państwo polskie będzie traktowane niepoważnie. Możemy stracić wiarygodność, a strata wizerunkowa może być bardzo poważna - uważa Lewandowski. I dodaje, że stracić może nie tylko kraj, ale także eksploratorzy. - Urzędnicy przy okazji kolejnych znalezisk będą podchodzić do informacji bardzo sceptycznie - twierdzi Lewandowski.
Tym samym obrońca zabytków przyłącza się do fali krytyki jaka spadła na konserwatora. W poniedziałek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" zachowanie polskich władz nazwał "niezręcznym sposobem informowania o pociągu".
O tajemnicze zdjęcie i doniesienie fundacji chcieliśmy zapytać ministra Piotra Żuchowskiego. Jednak w poniedziałek był nieosiągalny. Ma wydać oświadczenie w tej sprawie.
"Nic nowego", ale zakaz wstępu do lasu jest
Krytyczne opinie nie studzą jednak zapału poszukiwaczy skarbów i przygód. Powstrzymać ma ich zakaz wstępu do lasu w leśnictwie Grochotów. - Zakaz jest okresowy. Obowiązuje do odwołania - informuje nadleśniczy Jan Dzięcielski.
Mniej entuzjastyczni od obywateli są władze Wałbrzycha i Dolnego Śląska. Ich zdaniem w dokumentacji, która została przedstawiona "nie ma nic nowego". By rozpocząć jakiekolwiek prace wydobywcze będzie potrzebna analiza dokumentów i badania w terenie. O ich przeprowadzenie ma zostać poproszone m.in. wojsko.
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24