Przyjechał do Polski, samochód zostawił na parkingu, po czym wrócił do Niemiec i miejscowym służbom zgłosił kradzież auta - w ten sposób 32-letni Niemiec chciał wyłudzić odszkodowanie od ubezpieczalni. - Teraz zamiast spodziewanych pieniędzy stanie przed sądem - mówią policjanci.
- Podczas kontroli parkingu przy jednym z marketów w Zgorzelcu funkcjonariusze zauważyli samochód na niemieckich tablicach rejestracyjnych, który postanowili sprawdzić w policyjnych bazach danych - relacjonuje asp. sztab. Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji. Okazało się, że volkswagen w systemie figurował jako skradziony. Ze zgłoszenia wynikało, że kradzież miała mieć miejsce, na terenie Niemiec, 800 km od Zgorzelca.
Mówił, że w Polsce nigdy nie był. Wpadł przez monitoring
- Policjanci zajmujący się tą sprawą zwrócili uwagę na informacje podawane przez pokrzywdzonego, a te nie do końca odpowiadały ustaleniom zgorzeleckich mundurowych - przyznaje Petrykowski. W końcu na jaw wyszło, że kradzież była wymysłem 32-latka, który w ten sposób chciał wyłudzić pieniądze od ubezpieczyciela.
Początkowo mężczyzna zaprzeczał takiej wersji. Twierdził, że w Polsce nigdy nie był. - Nie potrafił jednak wyjaśnić jak doszło do tego, że jego pojazd i on sam zostali zarejestrowani na monitoringu jednego ze zgorzeleckich marketów - mówi policjant. W końcu 32-latek postanowił przyznać się do wszystkiego. Wsiadł do swojego samochodu, przejechał nim 800 km i auto warte kilkadziesiąt tysięcy złotych zostawił w polskim mieście. Później wsiał do pociągu, wrócił do domu i zgłosił kradzież. Teraz zamiast pieniędzy z ubezpieczenia będzie odpowiadał przed sądem.
Sprawę wyjaśnili policjanci z dolnośląsko-saksońskiej grupy NYSA ze Zgorzelca:
Autor: tam/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Dolnośląska Policja