Opiekunka ze żłobka w Obornikach Śląskich (woj. dolnośląskie) została skazana na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dostała też roczny zakaz pracy z dziećmi. Kobieta stanęła przed sądem za to, że rzuciła dzieckiem o podłogę. Miała też mówić do swoich podopiecznych: "żrecie jak świnie" i "chyba byłeś w niedzielę robiony".
Do wydarzeń w żłobku w Obornikach Śląskich doszło w marcu 2011 roku. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza" Wioletta S. chwyciła 4-letniego chłopca za nogę i kołnierz, podniosła go, by po chwili rzucić dzieckiem o podłogę. "Gdy przy nim uklęknęłam usłyszałam, że niweczę jej metody wychowawcze" - wspominała sytuację inna z opiekunek. - Gdyby nie reakcja tej pani być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tej sprawie - mówi dziś mama chłopca.
Sprawa wyszła na jaw, gdy dziecko nie pojawiło się w żłobku. - Wtedy zadzwoniła do mnie pani S., pytając czy coś się stało, dlaczego syna nie ma. Powiedziała też, że są wobec niej jakieś podejrzenia, że coś zrobiła, ale to nieprawda - relacjonuje kobieta.
Zaniepokojona zapytała syna o sytuację w przedszkolu. - Już wcześniej miałam podejrzenia, że dzieje się tam coś dziwnego, bo syn zaczął używać słów, których nie znał z domu. Gdy pytaliśmy skąd je zna odpowiadał, że tak mówi pani Wioletta - opowiada mama.
"Żrecie jak świnie"
Wioletta S. straciła pracę, choć dyrektorce miała zaproponować, by zamiast utraty posady ukarać ją przez odebranie premii. Rodzice chłopca o sprawie powiadomili śledczych. Matka 4-latka w zawiadomieniu do prokuratury powoływała się również na rozmowę z innym z rodziców. Z tych relacji wynikało, że dzieci były zamykane w toaletach i wyszydzane. S. miała zwracać się do swoich podopiecznych słowami: "jesteś tak brzydki, że nie mogę na ciebie patrzeć", "żrecie jak świnie", czy "chyba byłeś w niedzielę robiony". Dyrekcja placówki twierdziła, że o zachowaniu swojej pracownicy nie miała pojęcia. S. została oskarżona o narażenie życia i zdrowia chłopca.
Opiekunka: to był wypadek
Pedagog do winy się nie przyznała. Twierdziła, że sprawa to nieporozumienie, a upadek chłopca był niezamierzony. Sąd nie dał wiary jej wyjaśnieniom. Skazał kobietę, za naruszenie nietykalności dziecka, na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata. S. dostała też roczny zakaz pracy z dziećmi.
Wyrok Sądu Rejonowego w Trzebnicy został zaskarżony. Obrońca S. domagał się cofnięcia zakazu pracy z dziećmi, bądź uniewinnienia. Jednak 11 maja Sąd Okręgowy we Wrocławiu wyrok utrzymał w mocy. Z takiego obrotu sprawy zadowolony jest pełnomocnik rodziny chłopca.
- Wyrok jest surowy, bo sąd za naruszenie nietykalności cielesnej mógł wymierzyć grzywnę lub karę ograniczenia wolności. Nie chodziło o to, by tę kobietę wsadzać do więzienia, ale by dać sygnał, że rodzice chłopca nie godzą się na takie traktowanie syna oddanego do przedszkola - mówi tvn24.pl adwokat Michał Jusypenko.
"Czy się zmieni? Nie ma gwarancji"
- Pani Wioletta nie przyznała się do tego co zrobiła, nie przeprosiła, ani nie wyraziła skruchy. Konsekwencji nie poniosła też pani dyrektor, a o zachowaniu swojej pracownicy musiała wiedzieć. Chodziło nam o to, by nie było przyzwolenia na takie zachowania wobec dzieci. Czy S. zmieni się w stosunku do dzieci? Nie ma na to gwarancji - mówi mama 4-latka, która przyznaje, że drugi raz swojego dziecka nie oddałaby pod opiekę kogoś takiego, jak skazana przedszkolanka.
Autor: tam/gp / Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock