To nie jest praca dla każdego. Wymaga wyrzeczeń i poświęcenia od ratowników. Chwilami bywa też niebezpieczna – mówi jeden z wrocławskich ratowników o pracy w karetce.
Po sobotnim wypadku ambulansu, w którym zginął kierowca, a przewożony noworodek musiał być reanimowany, reporterzy TVN24 postanowili przyjrzeć się jak wygląda praca osób ratujących ludzkie życie i zdrowie.
Kwalifikacje w noce i święta
- Ta praca wymaga wyjątkowych kwalifikacji od osoby, która chce być ratownikiem – mówi Maciej Solski, dyrektor Wrocławskiego Centrum Ratownictwa. – A także wielu wyrzeczeń. Często pracuje się po 12 godzin, nocami. W weekendy i święta. W dodatku to praca pod dużą presją czasu – dodaje.
Jak wyjaśnia, często zdarza się, że brakuje czasu. Bo jest bardzo dużo wezwań do pacjentów i każdy oczekuje na szybką pomoc.
- Pracuje się pod presją, bo karetka w każdej chwili może być potrzebna kolejnemu pacjentowi – dodaje Solski.
Uwaga na drogach
Jak wyjaśnia, trudności przysparza nawet dojazd do chorego.
- Chcielibyśmy, by kierowcy potrafili reagować, gdy widzą nadjeżdżającą karetkę. By nam zjeżdżali z drogi – mówi Maciej Solski. - Zdarza się, że nie reagują odpowiednio. Że są zagrożeniem dla ratowników, którzy jadą ratować ludzkie życie i zdrowie – dodaje.
Temu problemowi portal TVN24.pl przyglądał się w sierpniu 2012 roku. Wówczas pracownicy pogotowia również skarżyli się na reakcje kierowców na widok pojazdu pogotowia.
- Kilka problemów na drodze czy sytuacji z zajeżdżaniem drogi i w ciągu jednego transportu uzbiera się kilka minut – wyliczał Bartłomiej Malec, kierowca karetki.
Widzisz karetkę - reaguj
Wyjaśniał również, jak należy zachowywać się na widok pojazdu na sygnale.
- Widząc karetkę kierowcy powinni zjechać autem na prawą stronę i włączyć światła awaryjne – mówił Malec. - W przypadku drogi dwupasmowej, powinni zjechać na lewą lub prawą stronę do najbliższej krawędzi. - Jako kierowca karetki muszę wiedzieć, że inni kierowcy mnie widzą i słyszą, dlatego zawsze należy włączyć światła awaryjne - pouczał Malec.
Autor: dr/k / Źródło: TVN24 Wrocław