Młodziutka sowa znaleziona została poza gniazdem. Blisko zabudowań, tuż obok ulicy, była w niebezpieczeństwie. Wezwani na miejsce strażacy wiedzieli co robić. Pisklę puszczyka zawieźli do ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt.
W sobotę strażacy z OSP w Brochocinie (woj. dolnośląskie) dostali telefon od mieszkanki z prośbą o pomoc w ratowaniu małej sowy. Strażacy wiedzą, że piskląt dzikich ptaków nie należy ruszać. Ich obecność poza gniazdem często wiąże się z pierwszymi próbami lotu. Ptasi rodzice, nawet jeśli ich nie widać, powinni być w pobliżu. W tym przypadku sytuacja była jednak inna.
Sowa uratowana
- Pisklak był tuż obok zabudowań, obok ulicy. Gdybyśmy go nie zabrali, to z dużym prawdopodobieństwem by nie przeżył. Albo by coś go rozszarpało, albo zginąłby pod kołami jakiegoś pojazdu. Decyzja była dla nas oczywista - mówi Tomasz Halikowski z OSP w Brochocinie.
Bronek - jak w nawiązaniu do nazwy miasta została ochrzczona sowa - został odwieziony przez strażaków do "Klekusiowa", czyli ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt. A tam znają się na rzeczy.
Wróci do lasu
- Sowa była osłabiona, wygłodzona. Musiała być poza gniazdem dłuższy czas. Strażacy w tym przypadku postąpili słusznie. Zwierzę prawdopodobnie by nie przeżyło zbyt długo - przyznaje Mieczysław Żuraw, właściciel ośrodka.
Strażacy dostali zapewnienie, że sowa wróci na wolność.
- Wymaga około dwóch tygodni rehabilitacji. Nie ma co tego przedłużać. Moglibyśmy sprawić jej krzywdę. Po dłuższym czasie zaniknie jej instynkt łowczy. Wróci w okolice, gdzie została znaleziona. Nie będzie już wymagała kontaktu z rodzicami - dodaje Żuraw.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: OSP Brochocin