Na swojej drodze spotkali "kangury-samobójców", stawili czoło mrożącym krew w żyłach jadowitym pająkom i przeżyli atak szarańczy. Po Australii i Nowej Zelandii podróżowali przez 4 miesiące. W środę czwórka podróżników ze Świdnicy, Wrocławia i Kielc wróciła do Polski.
Ich przygoda rozpoczęła się 1 grudnia ubiegłego roku. Od tego czasu studenci jeździli dookoła państwa kangurów i Aborygenów, na krótko pojechali też do Nowej Zelandii. Podczas pokonywanej trasy spotkały ich dziesiątki przygód.
- Musieliśmy się zmierzyć z upałami w australijskim outbacku (obszary środkowej Australii-przyp.red.) i porą deszczową na północy. Przeżyliśmy powodzie, pożary, burzę piaskową i atak szarańczy. Ale za to tak pięknej natury i tylu gwiazd nie widzieliśmy nigdzie indziej – przyznaje Karol Lewandowski z ekipy "Busem przez Świat".
Awaria z daleka od cywilizacji
Do wyprawy szykowali się przez 12 miesięcy. Musieli m.in. przerobić samochód, tak by dał on sobie radę w trudnych warunkach: na zalanych deszczem terenach i pustyni. Jednak upływ czasu dla leciwego auta okazał się być bezwzględny. Podczas objazdu po Australii samochód kilkanaście razy się psuł. Najpoważniejsza z awarii o mały włos nie skończyła się tragicznie.
– Na środku pustyni, w drodze z Darwin do Broome, odpadło nam tylne koło. Pękło ze starości. Uderzyliśmy o asfalt i cudem udało się wyhamować bez wpadania w przepaść. Na szczęście nikomu nic się nie stało – przyznaje Lewandowski.
I dodaje, że w miejscu awarii nie było ani zasięgu, ani ludzi którzy mogliby im pomóc. Zdani tylko na siebie wsadzili koło z powrotem i jadąc z maksymalną prędkością sięgającą 5 km/h po 2 godzinach dotarli w końcu do "cywilizacji". - To była stacja benzynowa, gdzie pożyczyliśmy telefon i wezwaliśmy lawetę. Po kilku godzinach dojechaliśmy do pierwszej miejscowości. Tam w tydzień udało nam się, z pomocą Polaków mieszkających w Australii, sprowadzić z Darwin potrzebne części, naprawić busa i wrócić na trasę – relacjonuje podróżnik.
Debiutancki przejazd pomógł
Organizator wyprawy przyznaje, że jedną ze spraw, która zaskoczyła ich najbardziej, było nastawienie ludzi.
– W żadnym innym z odwiedzonych przez nas 36 państw ludzie nie byli tak przyjaźni i pozytywnie nastawieni jak w Australii. Przez to, że nasz bus to pierwsze w historii auto na polskich tablicach, które jeździło po australijskich drogach, budziliśmy niezłą sensację – wspomina Lewandowski. I wyjawia, że dzięki temu zainteresowaniu udało się rozwiązywać problemy, z którymi borykali się po drodze. – Tak poradziliśmy sobie z awariami busa, w ten sposób zjedliśmy wiele posiłków, znaleźliśmy nocleg i przewodników. Dzięki temu odwiedziliśmy mnóstwo wspaniałych miejsc – mówi. Jednak ekipa z busa nie tylko korzystała z ofiarowanej pomocy. Gdy tylko nadarzała się okazja pomocną dłoń podawali tym, których spotkali na swojej drodze. Podczas jednego z przejazdów studenci trafili na rodzinę Aborygenów, która wiozła swoje dzieci do szpitala. Zabrakło im paliwa, a tego użyczyli Polacy. Kilka razy zdarzało się im też poratować samotnych podróżników.
Kangury-samobójcy, rozkoszne koale i jadowite węże
W trakcie ponad 120 dni wojaży Polacy odwiedzili m.in. sierociniec dla kangurów prowadzony przez parę Australijczyków, miejsce w którym papugi chmarami przylatują do ludzi i Philip Island, gdzie oglądali paradę pingwinów.
Ekipa studentów miała też okazję podziwiać zwierzęta niespotykane nigdzie indziej na świecie. - Podczas naszej wyprawy spotkaliśmy kangury, które wskakiwały nam pod koła, wiele koali, oposów, wielbłądów, dzikich psów dingo, emu, kolczatek, wombatów, kilka krokodyli i jadowitych węży. Były też skorpiony, dziobak i dziesiątki olbrzymich pająków. Przerażające było to, że większość tych zwierząt była albo śmiertelnie jadowita albo próbowała nam wpaść pod koła i uszkodzić busa. Dlatego po kilku pierwszych tygodniach przestaliśmy jeździć po ciemku – mówi Lewandowski. Doszło do tego, że przed rozpoczęciem każdego kolejnego dnia podróży studenci musieli sprawdzać swoje ubrania i przeszukiwać busa, by upewnić się, że nie ukryły się w nich groźne pająki czy węże.
Następny cel: Ameryka Środkowa i Południowa
Bus wyruszył w drogę powrotną już 27 marca. Z Sydney przypłynie, przez Kanał Sueski, do Gdyni. Studenci opuścili państwo kangurów 1 kwietnia. Do Polski wracają dzień później.
Była to dziewiąta wyprawa "Busem przez Świat". Do tej pory studenci 25-letnim busem przejechali trzy kontynenty. Byli w Stanach Zjednoczonych, Meksyku i Kanadzie. Odwiedzili Hiszpanię i Portugalię, zwiedzili Bośnię, Kosowo, Serbię, Turcję i Ukrainę. W swoich podróżach nie pominęli też Polski.
Jak przyznają organizatorzy już planują kilka mniejszych wypraw. Wybiorą się do Skandynawii, Wielkiej Brytanii, Maroko, na Islandię i Bałkany. – Na te wyprawy mamy wolne miejsca. Dołączyć może każdy. Wystarczy wejść na naszego bloga i zgłosić się na którąś z wypraw – zachęca Lewandowski. I dodaje, że na kolejną dużą podróż już mają plan. – To będzie 6 miesięcy jeżdżenia po Ameryce Środkowej i Południowej – kończy.
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: www.busemprzezswiat.pl