Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że "Sharksi", czyli bojówka kiboli Wisły Kraków, to zorganizowana grupa przestępcza. Sąd podtrzymał wyroki od 3 do 6 lat więzienia skazujące siedmiu członków grupy. Decyzja sądu jest prawomocna.
Sąd Apelacyjny w Krakowie zajmował się w czwartek sprawą, która dotyczyła jednej z odnóg gangu "Sharksów", bojówki skupiającej kiboli Wisły Kraków. Skazani kibole działali głównie w południowych dzielnicach Krakowa. Policjanci z krakowskiej komendy miejskiej wiosną 2017 roku zatrzymali ośmiu mężczyzn. Wśród nich było dwóch liderów bojówki kiboli Wisły: Marcin M. pseudonim Chudy oraz Robert B. pseudonim Wiślak.
Na podstawie podsłuchów udało się ustalić, że zatrzymani handlują na dużą skalę narkotykami. W trakcie przesłuchań jeden z kiboli, Mateusz B. pseudonim Bazi, zdecydował się na współpracę z policją. W zamian uzyskał status tak zwanego małego świadka koronnego oraz nadzwyczajne złagodzenie kary. Jego wątek wyłączono do innego śledztwa, w efekcie wyszedł z aresztu po skazaniu na dwa i pół roku więzienia z zawieszeniem na sześć lat.
Skazani członkowie gangu
Dzięki wyjaśnieniom "Baziego" prokurator Wiktoria Kwiatkowska z Prokuratury Rejonowej Kraków-Podgórze mogła postawić w akcie oskarżenia tezę, że Wisła Sharks to zorganizowana grupa przestępcza, z określoną strukturą, z konkretnym podziałem ról i źródłami dochodów pochodzącymi z licznych nielegalnych interesów.
"Sharksi" razem jeździli na mecze Wisły Kraków, razem ćwiczyli sztuki walki w ramach sekcji Trenuj Sporty Walki, założonej przez Pawła M., pseudonim Misiek, lidera gangu Wisła Sharks. Paweł M. przebywa w areszcie, jest oskarżony w innym śledztwie dotyczącym działalności kiboli. Umiejętności zdobyte na treningach "Sharksi" wykorzystywali podczas ustawek z innymi kibolami i bójek na ulicach Krakowa.
Sąd w pierwszej instancji zgodził się z argumentacją prokurator Kwiatkowskiej i skazał "Chudego" na sześć lat pozbawienia wolności, a "Wiślaka" na pięć lat. Wyroki więzienia usłyszeli też pozostali oskarżeni "Sharksi" - w sumie siedem osób. Wszyscy zostali uznani za winnych udziału w zorganizowanej grupie przestępczej oraz handlu narkotykami.
Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok
Podczas rozprawy w Sądzie Apelacyjnym tydzień temu doszło do zaskakującej sytuacji. Jeden z oczekujących na wyrok kiboli, Michał A. pseudonim Leon, oświadczył przez pełnomocnika, że kilka miesięcy temu poszedł na współpracę z Prokuraturą Krajową w innym śledztwie dotyczącym "Sharksów" i chciałby złożyć wyjaśnienia także w kończącym się właśnie procesie.
Sąd uznał, że na takie rozwiązanie nie może się zgodzić, bo byłoby to nieuzasadnionym przewlekaniem procesu, a na składanie wyjaśnień "Leon" miał kilka lat.
W czwartek Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Utrzymał też kary dla kiboli, skracając jedynie o dwa miesiące wyrok dla "Leona" (wymierzono mu karę łączną trzech lat i jednego miesiąca więzienia) raz Pawła L. (trzy lata i dziesięć miesięcy więzienia).
Sąd Apelacyjny potwierdził też, że kibole należeli do zorganizowanej grupy przestępczej, za jaką prawomocnie została uznana bojówka Wisła Sharks.
Poniżej fragment książki Szymona Jadczaka "Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków", opisujący zatrzymanie Marcina M. ps. Chudy:
W marcu 2017 roku policjanci z Komendy Miejskiej podsłuchali rozmowy kiboli, którym wydawało się, że jeśli o amfetaminie będą mówili "Aneta", a o mefedronie "Mateusz", to nikt nie rozszyfruje ich szczwanego planu podbicia krakowskiego rynku narkotyków. Zwłaszcza gdy będą się targować, że "Aneta" to jednak nie za 9, ale za 8, a "Mati" to teraz lata po 30. No, polskiego "Breaking Bad" się z tego nie da nakręcić.
Wśród podsłuchiwanych był Marcin M., pseudonim Chudy. To jeden z "Grubasów", ścisła czołówka gangu "Sharksów". Trochę się zdziwił, gdy policja o szóstej rano zaczęła dobijać się do jego domu. Bo dlaczego nie wchodzą razem z drzwiami? "Chudy" stwierdził, że żal nie skorzystać z takiej okazji, jaką dają mu śledczy. Z narkotykami, które trzymał w domu, rzucił się do toalety. Nerwowo rozdzierał strunowe torebki i spuszczał z wodą, co się dało. Wszystkiemu przyglądała się z sypialni jego żona Magda. Po kilku minutach policjanci skończyli z uprzejmościami i drzwi u państwa M. wyleciały z hukiem z futryny. W mieszkaniu było biało. "Chudy" był biały. Jego żona też była biała, ale ona akurat ze strachu. Szybko udało się oderwać kibola od muszli klozetowej - ale co dalej, skoro większość obciążających go dowodów spływała do oczyszczalni ścieków w Płaszowie? Któryś z policjantów zauważył, że narkotyki częściowo skrystalizowały się w muszli i utkwiły w rurze odpływowej.
Pomińmy szczegóły roboty, której nie powstydziłby się żaden hydraulik. Przejdźmy do następnej sceny: kibel z domu państwa M. niczym tron został wniesiony przez policjantów do komendy wojewódzkiej, gdzie trafił do laboratorium kryminalistycznego. Udało się zabezpieczyć w nim znaczną ilość narkotyków".
Autor: Szymon Jadczak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24