Prokuratura sprawdza, czy dwaj funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli w układ z przestępcą, by szantażować i wyłudzać pieniądze. Jeden z agentów nie niepokojony przeszedł już na emeryturę, drugi wciąż cieszy się zaufaniem szefa służby antykorupcyjnej.
Akta sprawy w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa liczą kilka tysięcy stron. Dziennikarz tvn24.pl znalazł w nich opis zdarzeń, które łączą dwóch funkcjonariuszy służby antykorupcyjnej z wielokrotnie karanym Włodzimierzem G.
Agenci pod specjalnym nadzorem
Wiosną tego roku prokurator z warszawskiej prokuratury okręgowej oskarżył Włodzimierza G. i współpracującego z nim prawnika Roberta K. o powoływanie się na wpływy, głównie w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Drugie śledztwo, w którym prokurator bada, czy te wpływy były realne, wciąż trwa. - Śledztwo jest skomplikowane, wymaga od prowadzącego wiele pracy. W tym momencie mogę wyłącznie przekazać, że nikt w tej sprawie nie usłyszał jeszcze zarzutów - mówi nam rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński. Z naszych informacji wynika, że prokuratorzy badają, czy doszło do złamania artykułu 231 kodeksu karnego, czyli "przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego".
Tajny współpracownik
Jeden z podejrzewanych w tym postępowaniu funkcjonariuszy jest od ubiegłego roku na resortowej emeryturze. Drugi nadal robi karierę w CBA, choć prowadzone śledztwo nie jest pierwszą kontrowersyjną sprawą, w którą jest zamieszany. Pod koniec kwietnia tego roku ujawniliśmy w tvn24.pl, że był podejrzewany o dokonanie przecieku - ujawnienie działaczowi PiS, że jest tajnie rozpracowywany jako podejrzany o branie łapówek. Materiały, które mogły świadczyć o winie agenta przewiózł do centrali CBA ówczesny szef delegatury w Lublinie Tomasz Grasza. Jednak to on został zwolniony, a agent otrzymał podwyżkę i premię od nowego szefa CBA Ernesta Bejdy (w 2011 roku Bejda bez powodzenia startował w wyborach do parlamentu z list Prawa i Sprawiedliwości właśnie w okręgu lubelskim).
Tajemnica chroniąca "Włodka"
Zdaniem Graszy do "przecieku" miało dojść 8 grudnia 2015 - tego samego dnia, w którym agent CBA wrócił do Biura z wielomiesięcznego zwolnienia lekarskiego. - Wrócił po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych i zaczął pracować operacyjnie z innym funkcjonariuszem - wyjaśnia nam jego kolega z delegatury. Określenie "praca operacyjna" w służbach oznacza kontaktowanie się z tajnymi współpracownikami i informatorami. Gromadzona w ten sposób wiedza ma służyć później stawianiu zarzutów przestępcom. Z lektury akt w warszawskim sądzie wynika, że jednym z takich "informatorów" duetu agentów był Włodzimierz G. Obaj funkcjonariusze potwierdzili w swych zeznaniach utrzymywanie kontaktów z "Włodkiem", ale nawet prokuratorowi nie chcieli wyjaśnić, na czym polegały ich relacje, zasłaniając się "tajemnicą". Z akt sprawy wiemy, że "Włodek" siedział w więzieniu w każdej kolejnej dekadzie od lat 80. Ostatnio niemal pięć lat w związku z działalnością w grupie przestępczej handlującej "żywym towarem". Gdy nie siedział, oficjalnie jeździł taksówką.
Biznesy i szantaże
Doniesienie na "Włodka" - a pośrednio i na agentów - złożyła kobieta, która prowadziła biznes związany z udzielaniem porad psychologicznych. "Włodzimierz G. żądał ode mnie korzyści majątkowych w formie pieniężnej w zamian za załatwienie z chłopcami z CBA, żeby wsadzili do szuflady jakąś teczkę ze sprawy przeciwko mnie" – wyjaśniała. Z jej zeznania wynika, że nigdy nie dowiedziała się, jaką sprawę przeciwko niej mogła szykować służba antykorupcyjna. Była jednak przekonana, że Włodzimierz G. ma duże wpływy w tej instytucji. "Załatwienie" sprawy z CBA kosztowało ją kilkadziesiąt tysięcy złotych. Włodzimierzowi G. zapłaciła je w ratach. To, że "Włodek" ma wpływy w CBA, poświadczyła jej bliska współpracowniczka. Gdy w 2014 roku startowała z list "Ruchu Palikota" do europarlamentu, przez Włodka poznała agentów CBA, którzy jej się wylegitymowali. - To podnosiło jego wiarygodność. Wiedziałam, że kiedyś był skazany, ale uznałam, że przeszedł już na dobrą stronę mocy - zeznała wspólniczka. To ona przedstawiła Włodzimierza G. swojej koleżance jako osobę, która posiada wpływy w CBA. Sama, jak zeznawała, pomagała funkcjonariuszom w śledztwie, w którym badali, czy za łapówki można kupić dyplomy renomowanych uczelni.
Ukraińskie interesy
Gdy do prokuratury trafiło pierwsze doniesienie, śledczy odszukali inne ofiary Włodzimierza G. i znów wpadli na trop agenta CBA, który uwiarygadniał "Włodka". Młody przedsiębiorca z Lublina zeznał, że to ten funkcjonariusz poznał go z "Włodkiem". - Straciłem polskie prawo jazdy. (Oficer CBA - red.) poinformował mnie, że trzeba będzie zapłacić za uzyskanie ukraińskiego prawa jazdy komuś, kto jest obyty na Ukrainie. Zna tam jakichś generałów, ludzi władzy. Tym człowiekiem miał być Włodzimierz G. On (oficer CBA - red.) opisywał go jako osobę, która jest bardzo ogarnięta, używa kokainy i ma szerokie kontakty we władzach Ukrainy i może załatwić tam wszystko - mówił śledczym młody przedsiębiorca. Jak zeznał, na pierwsze spotkanie z Włodzimierzem G. agent CBA podrzucił go służbowym samochodem. Na przełomie roku 2015 i 2016 przedsiębiorca za załatwienie ukraińskiego obywatelstwa i ukraińskiego prawa jazdy zgodził się zapłacić Włodzimierzowi G. 22 tysiące euro.
Erotyczne biznesy z agentami
Kontakty przedsiębiorcy z funkcjonariuszem CBA i Włodzimierzem G. na tej operacji nie zakończyły się. Zastanawiali się nad wspólnym biznesem. Przedsiębiorca zeznał, że funkcjonariusz miał być cichym wspólnikiem. Jego udziały miały być zapisane na brata, bo oficer CBA nie mógł figurować jako udziałowiec w żadnych spółkach. Wkładem oficera CBA w spółkę miał być parasol bezpieczeństwa, który dawała posada w CBA oraz znajomości w Najwyższej Izbie Kontroli, Urzędzie Kontroli Skarbowej w Lublinie i policji. - Wprost mi mówił o takich znajomościach i takim wkładzie w spółkę - wyjaśniał przedsiębiorca prokuratorowi. Biznes plan zakładał sprowadzanie produkowanych w Holandii "suplementów diety" wspomagających męską potencję. Przedsiębiorca szacował, że w rozruszanie biznesu z agentem CBA i jego bratem włożył przynajmniej 200 tysięcy.
Problemy prezesa
Agenci CBA pojawiają się też w zeznaniach prezesa firmy farmaceutycznej. W 2016 roku podejrzewał on, że jego problemy z rozliczeniem i uzyskaniem dalszego finansowania w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju to efekt nieuczciwych działań urzędników. Dotarł do dwójki funkcjonariuszy lubelskiej delegatury CBA, a ci na rozmowę przyjechali w towarzystwie Włodzimierza G. - Był najstarszy, przez całe spotkanie nic nie mówił. Byłem przekonany, że jest szefem tych młodszych funkcjonariuszy - mówił później w prokuraturze prezes. Na zakończenie spotkania, funkcjonariusze obiecali zbadać sprawę. Zanim podjęli jakieś kroki, w gabinecie prezesa znów pojawił się Włodzimierz G. Zażądał wynajęcia mieszkania dla mecenasa Roberta K., laptopa i telefonu, aby mógł natychmiast zająć się rozwiązywaniem problemów - wynika z zeznania prezesa, które złożył w prokuratorowi. Szybko jednak doszedł do wniosku, że pada ofiarą oszustów i zerwał z nimi współpracę.
Agenci w układzie?
Poprosiliśmy o komentarz pułkownika Aleksandra Ławreszuka, który współtworzył policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych, a później latami dowodził pracą pionu operacyjnego. - To może być klasyczna sytuacja, w której ludzie służb niejako zakochują się w swoim współpracowniku ze świata przestępczego. Przestają wtedy widzieć, że on pozostaje przestępcą i może prowadzić własną grę. Historia zna przypadki, że funkcjonariusze tracą orientację. Ale do takich patologii dochodzi tylko wtedy, gdy funkcjonariusze operacyjni nie mają wystarczającej kontroli ze strony szefa, który może być słaby merytorycznie - mówi pułkownik Ławreszuk. Bardzo krytycznie sytuację ocenia też były minister koordynator służb specjalnych, poseł opozycji Marek Biernacki. - Minister koordynator służb specjalnych oraz szef CBA powinni tę sprawę wyjaśnić na posiedzeniach komisji do spraw służb specjalnych. Wygląda na to, że funkcjonariusze CBA zawiązali przestępczą spółkę ze swoim tajnym współpracownikiem. I to przypuszczenie oparte jest na twardych materiałach, które zebrała prokuratura. Skandal, po którym liczne głowy w służbach powinny polecieć - mówi. CBA odmówiło nam odpowiedzi na jakiekolwiek pytania związane z pracą funkcjonariuszy i ich relacjami z Włodzimierzem G.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Twitter @cbagovpl