Czy nasz sąsiad na działce obok może wybudować, co zechce? Do tej pory inwestor musiał powiadomić sąsiadów o planowanej inwestycji. Rząd pracuje nad zmianą przepisów – w tym nad zmianą pojęcia sąsiedztwa. Agnieszka Pomaska z Platformy Obywatelskiej alarmuje, że niebawem Polacy "mogą zobaczyć sto metrów od swojego domu fermę norek czy składowisko odpadów". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Prawo i Sprawiedliwość w nocy z czwartku na piątek przegłosowało nowelizację ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie.
"Składowisko odpadów sto metrów od domu"
Zdaniem Agnieszki Pomaski z Platformy Obywatelskiej "Polacy, którzy po wakacjach wrócą do domu, mogą zobaczyć sto metrów od swojego domu fermę norek, składowisko odpadów lub inną zagrażającą życiu lub zdrowiu inwestycję".
Minister środowiska Henryk Kowalczyk uspokaja, że "nikomu nikt pod oknem spalarni nie wybuduje". Według niego przyjęte przepisy mają urealnić pojęcie sąsiedztwa.
Do tej pory sąsiad graniczący z działką, której właściciel stara się o decyzję środowiskową, miał prawo być stroną przy rozpatrywaniu takiego wniosku, ale inny sąsiad - mieszkający na przykład po drugiej stronie drogi już takiego prawa nie miał.
- Sąsiad, którego oddziela od przedsięwzięcia na przykład droga sześciometrowa, już nie był stroną. Mógł mieć po drugiej stronie drogi ogromne przedsięwzięcie, a jego posesja bezpośrednio nie graniczyła z tamtą posesją, więc był wyłączony z postępowania – zwrócił uwagę minister.
Zdecydowano więc, że to nie bezpośrednie sąsiedztwo, ale odległość od inwestycji będzie decydować. Prace w Sejmie trwały dziesięć dni - do rekordu daleko, ale tempo, jak na tak skomplikowaną materię było bardzo wysokie. Opozycja chciała zorganizować wysłuchanie publiczne, ale zabrakło czasu. Wątpliwości jednak pozostały.
Agata Szafraniuk z "ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi" podkreśliła, że do tej pory nie było kryterium stu metrów od inwestycji. – Osoby, które były sąsiadami, mogły być stroną, mogły przed sądem przedstawić swój interes prawny. Teraz będzie to utrudnione – uważa.
Ministerstwo środowiska zapewnia, że będzie to możliwe. Zwraca uwagę, że na podstawie innych kryteriów niż odległość można stać się stroną takiego postępowania.
"Udowodnienie szkodliwości inwestycji przechodzi na obywatela"
- Kryterium, które mówi o pogorszeniu sytuacji obecnie zamieszkujących nieruchomość podtrzymujemy i z tego się nie wycofujemy – powiedziała wiceminister środowiska, Małgorzata Golińska.
Zdaniem opozycji i części prawników to nie to samo, co bycie stroną z automatu - przed wydaniem decyzji.
- Teraz ciężar udowodnienia szkodliwości inwestycji przechodzi bardziej w stronę obywatela mieszkającego trochę dalej niż sto metrów, że on musi udowodnić i wykazać, że planowane przedsięwzięcie może potencjalnie oddziaływać na teren jego nieruchomości – powiedział Michał Skorupka, adwokat z Kancelarii Prawnej Budnik, Posnow i Partnerzy.
Dodatkowo odległość stu metrów będzie liczona nie od granicy działki, na której powstaje inwestycja, ale od samej inwestycji. - Jak ktoś sobie kupi parohektarową działkę i ta inwestycja nie sięga brzegów tej działki, to on może zrobić już wszystko, bo my już nie jesteśmy jego sąsiadem i nawet nie musimy wiedzieć, że tam się coś będzie działo – zwróciła uwagę Gabriela Lenartowicz z Platformy Obywatelskiej.
Właściciel takiej działki może też wydzielić z nieruchomości działkę w środku i sam sobie będzie sąsiadem. Na argumenty opozycji minister Henryk Kowalczyk odpowiada, że obowiązuje wciąż obowiązek uzyskiwania decyzji środowiskowej dla przedsiębiorstw znacząco oddziałujących na środowisko, bez względu na odległość.
Wątek stu metrów to jedna z kliku kontrowersji jakie nowe przypisy budzą. Te trafią teraz do Senatu.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24