Upał powrócił do Stanów Zjednoczonych. Z gorącem zmagają się zarówno mieszkańcy wschodniego wybrzeża, jak i południowych regionów. W Dystrykcie Kolumbia padł nawet jeden z wrześniowych rekordów temperatury. Skwar nie odpuści co najmniej do czwartku.
Ponad 80 milionów Amerykanów zmaga się z falą upałów, która nawiedziła południowe i wschodnie Stany Zjednoczone. W środę ostrzeżenia przed gorącem obowiązywały na obszarach od Teksasu po północno-wschodnie krańce kraju.
"To nie jest normalne"
Nieznośnie gorąco było w Dystrykcie Kolumbii, czyli Waszyngtonie D. C. - stolicy Stanów Zjednoczonych. W środę na termometrach pojawiały się wartości sięgające 37-38 stopni Celsjusza. Jak podała Krajowa Służba Pogodowa (NWS), na lotnisku Waszyngton-Dulles padła rekordowa wartość 37,8 st. C - tak gorąco we wrześniu nie było tam od początku prowadzenia pomiarów.
- To nie jest normalne. Jest wrzesień, czekamy na nadejście jesieni i nagle na zewnątrz jest 38 stopni - opowiedziała agencji Reutera jedna z mieszkanek stolicy.
W odpowiedzi na upały Waszyngton D. C. otworzył kilka klimatyzowanych "centrów chłodzenia". Miasto zdecydowało się również na pozostawienie dwóch publicznych basenów - przeważnie są one zamykane po 4 września, czyli amerykańskim Święcie Pracy.
Rekord za rekordem
Dzienne rekordy temperatury padały nie tylko w Waszyngtonie D. C. W Raleigh w Karolinie Północnej termometry wskazały w środę 36,7 st. C, bijąc tym samym wartość z 6 września 1951 roku. Blisko rekordu było też w Abilene w Teksasie - tam temperatura wzrosła do 41,7 st. C, zrównując się z dotychczasowym wrześniowym rekordem.
Jak prognozują meteorolodzy, gorąco będzie dokuczało mieszkańcom wschodnich Stanów Zjednoczonych co najmniej do czwartkowego popołudnia. Wtedy to temperatura zacznie spadać, co nie oznacza jednak, że letnia aura całkowicie ustąpi - termometry wciąż pokazywać ponad 25 st. C.
Źródło: Reuters, The Washington Post