Zapadlisko pochłonęło samochód terenowy w Kolorado (USA). Do wypadku doszło na rzadko uczęszczanym obszarze, a auto całkowicie pogrążyło się w dole. Kierowcę i pasażerkę uratował zbieg okoliczności - nad okolicą latał dron kierowany przez nastoletniego pilota. Gdy chłopak zauważył uwięzione auto, natychmiast poinformował służby ratunkowe.
W sobotę Josh, nastolatek z miasta Brighton w Kolorado, jak zwykle latał nad okolicą swoim dronem. Tego dnia zdecydował się polecieć nad kanał Denver Hudson w odludnej części jednego z przedmieść. Chociaż zazwyczaj jest to niewielki strumyk, po ulewach stał się rzeką o wartkim i silnym biegu.
"To nie byłaby akcja ratunkowa"
W pewnym momencie chłopak zauważył zapadlisko w prowadzącym nad kanałem moście. Wewnątrz znajdował się duży obiekt. Josh przeleciał bliżej i zauważył, że w dziurze w ziemi znajduje się samochód terenowy. Pojazd wpadł w zapadlisko kołami do góry, w taki sposób, że był właściwie niewidoczny.
Josh natychmiast poinformował o odkryciu swoich rodziców i sąsiada, który jest strażakiem - dorośli zadecydowali, że wezwą pomoc, ale w międzyczasie pojadą na miejsce wypadku. Jak przyznał chłopak, spodziewał się, że pojazd będzie pusty, jednak po przybyciu na miejsce usłyszał spanikowane głosy. W samochodzie uwięzione były dwie osoby, kobieta i mężczyzna.
Na miejsce dotarli strażacy i policjanci, którzy rozpoczęli akcję ratunkową. Musiała ona zostać przeprowadzona ekspresowo, ponieważ woda prawie całkowicie wypełniła kabinę auta, a stan wody w rzece mógł wzrosnąć. Po wydostaniu z wraku kierowca i pasażerka zostali przetransportowani do najbliższego szpitala.
- Gdyby poziom wody podwyższył się nawet nieznacznie, to nie byłaby akcja ratunkowa - przyznał strażak, który przyjechał na miejsce wypadku z Joshem.
Źródło: ENEX, CBS News