Sytuacja hydrologiczna w kraju jest bardzo zła. Mnóstwo rzek wysycha, nawet w Wiśle poziom wody jest niski. W około 300 gminach w kraju wystosowano apele o oszczędzanie zasobów. O coraz bardziej realnych konsekwencjach braku wody w Polsce na antenie TVN24 opowiadała specjalistka WWF Alicja Pawelec.
Wiele regionów Polski zmaga się z niedoborem wody. Utrzymująca się wysoka temperatura, brak wystarczających opadów deszczu oraz niewłaściwe gospodarowanie dostępnymi zapasami sprawiły, że mnóstwo stacji pomiarowych na rzekach odnotowuje wyjątkowo niskie poziomy wody. Przykładem może być Olza, która w Cieszynie sięgała w poniedziałek zaledwie sześciu centymetrów. Problem widoczny jest nawet w przypadku naszej najdłużej rzeki - Wisły.
- Trudno być zaskoczonym [taką sytuacją - przyp. red.], dlatego że mamy coraz mocniejszą suszę, mamy globalne ocieplenie, którego skutki są coraz intensywniejsze. Więc to jest taki stan, którego powinniśmy się spodziewać i będzie on kontynuowany, będzie pojawiał się w następnych latach, być może będzie jeszcze gorszy - skomentowała Alicja Pawelec, specjalistka ds. ochrony wód WWF.
Co powinniśmy zrobić
Ekspertka, która była gościem programu "Wstajesz i wiesz" w TVN24, zauważyła, że by ochronić malejącą ilość wody, należy wdrożyć jak najszybciej odpowiednie zmiany systemowe.
- Oczywiście powinniśmy na poziomie zwykłego obywatela oszczędzać wodę, łapać deszczówkę. Natomiast tu już zwykły obywatel nie pomoże. Tu potrzeba zmian systemowych, czyli jak najpilniejszego odtwarzania rzek, ponieważ 90 procent naszych rzek jest w złym stanie i wymaga natychmiastowych działań - mówiła. - Systemowo powinniśmy jak najszybciej zacząć je odtwarzać, renaturyzować, przywracać tereny zalewowe i mokradła, żeby wodę łapać w krajobrazie tam, gdzie spada i żeby ona nam nie uciekała, tak jak to się dzieje do tej pory - powiedziała.
Już dwa lata temu powstał dokument o nazwie "Krajowy plan renaturyzacji rzek", który opisał wszystkie polskie rzeki i działania, jakie należy na nich przeprowadzić, wraz z oszacowaniem kosztów. Jednak przez cały ten czas nie podjęto zbyt wielu z założonych czynności, by poprawić stan hydrologiczny w Polsce. Jak zauważyła Pawelec, nie wiadomo, dlaczego rządzący nie wdrożyli swoich założeń mimo coraz bardziej pogarszającej się suszy.
- To jest kwestia zmiany sposobu myślenia, jeśli chodzi o naszą gospodarkę wodną. Do tej pory byliśmy nastawieni na pozbywanie się nadmiaru wody. Była problemem, w związku z czym pogłębialiśmy rzeki, prostowaliśmy koryta, żeby jak najszybciej spłynęła do Bałtyku. W tym momencie jesteśmy w kompletnie innym miejscu historii i musimy tę wodę zatrzymywać, co oznacza reorganizację całego systemu zasobów wodnych w kraju. Niestety na razie nie widać takiej woli, jeśli chodzi o rządzących czy administrację państwową. Widać jeszcze cały czas takie podążanie za tym samym, nieaktualnym trendem, kiedy mamy nadmiar wody - opowiadała.
Jeśli nie podejmiemy tych działań, to za dekadę lub dwie w naszym kraju będziemy mieć rzeki okresowe. Woda nie będzie płynęła ciągle, a jedynie sezonowo. - System będzie po prostu zamierał. To oznacza też dla nas na przykład przerwy w dostawie wody pitnej, jeżeli ujęcie wód pitnych jest z rzeki. Może oznaczać przerwy w dostawie energii, jeżeli na przykład elektrownia potrzebuje wód rzecznych do chłodzenia się. Więc to są dla nas realne konsekwencje plus kwestie wzrostu cen żywności, bo jeżeli takie rzeki nie nawadniają okolicy, to mamy coraz większą suszę, pogrom upraw rolnych, a wiąże się to wtedy z rosnącymi cenami żywności - powiedziała.
Apele o oszczędzanie wody
W całym kraju już 300 gmin apeluje o oszczędzanie wody w związku z trudną sytuacją hydrologiczną. Zdaniem ekspertki trudno stwierdzić, czy takie prośby będą mieć odzwierciedlenie, ale należy je szeroko nagłaśniać oraz edukować i uświadamiać, jak ubogie są nasze zasoby.
- Obywatele zaczynają to widzieć. Pierwsi, siłą rzeczy, widzą to rolnicy, bo zauważają problemy ze swoimi uprawami. Ale także i miastowi zaczynają to dostrzegać, choćby przez poziom wód w naszych okolicach. Dlatego im więcej edukacji i mówienia o tym problemie, tym te apele będą skuteczniejsze, bo ludzie będą wiedzieli, dlaczego one są i dlaczego są potrzebne - mówiła.
Ekspertka zauważyła, że obawy o obecność wody w kranie są jak najbardziej uzasadnione, ale ostateczne decyzje będą należeć do władz lokalnych.
- Tak jak na przykład w Skierniewicach dwa lata temu zabrakło wody w kranach, ponieważ miasto miało ujęcie powierzchniowe, tak na przykład w Warszawie, która ma ujęcia podziemne, raczej jeszcze daleko do tego. Ale to jest kwestia konkretnych ujęć wodnych, po prostu pytanie, gdzie one są, dlatego może lokalnie nam brakować wody w kranach - tam, gdzie są ujęcia powierzchniowe i gdzie stany wód będą jeszcze niższe - podsumowała.
Całość rozmowy z ekspertką zobaczysz tutaj:
Źródło: TVN24, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/swiatwody.blog