Wywołanie nietolerancji na czerwone mięso, zmniejszanie ludzi oraz podawanie im hormonu, który zwiększyłby ich poziom wrażliwości - to pomysły badacza z Oksfordu na walkę z globalnym ociepleniem.
Jak dotąd konwencjonalne metody radzenia sobie z globalnym ociepleniem (m.in. korzystanie ze źródeł energii odnawialnej) zawodzą. Bardziej radykalne pomysły, takie jak np. wytwarzanie mgieł siarki w atmosferze, mogą skończyć się dla naszej planety tragicznie.
- Istnieje inna droga do powstrzymania globalnego ocieplenia - przekonuje oksfordzki filozof Anders Sandberg.
- Antropotechnika (ang. human engineering) stwarza o wiele mniejsze ryzyko niż geoinżynieria. Jej celem jest zmiana zachowań pojedynczych jednostek, która złagodzi zmiany klimatu - pisze Sandberg na łamach dziennika "Ethics, Policy & the Environment".
Zmniejszyć ludzi, podawać oksytocynę
W artykule Sandberg i jego koledzy przedstawiają, na czym antropotechnika miałaby polegać:
Za jej pomocą możnaby wywołać nietolerancję na czerwone mięso. Zwierzęta, które ludzie hodują, aby w przyszłości móc je spożywać, emitują do atmosfery znaczną ilość gazów cieplarnianych.
Warto byłoby także zmniejszyć ludzi, żeby zredukować ilość energii, jaką zużywają. Dzięki osiągnięciom diagnostyki preimplantacyjnej możnaby selekcjonować mniejsze embriony.
Pożądane byłoby także doprowadzenie do spadku liczby urodzeń poprzez czynienie ludzi mądrzejszymi (statystycznie ludzie o dużych zdolnościach poznawczych mają mniej dzieci). Jak do tego doprowadzić?
- Są różne sposoby - mówi Sandberg. - Chociażby nauczanie szkolne, elektrostymulacja mózgu i podawanie leków - wylicza.
Sandberg uważa, że powinno się także podawać ludziom oksytocynę - hormon, dizęki któremu staną się altruistami i będą wykazywać się empatią oraz wrażliwością na cierpienie ludzi i zwierząt.
Lepsza niż geoinżynieria
Dlaczego antropotechnika przewyższa geoinżynierię?
- Rozwiązania geoinżynieryjne stwarzają zasadniczy problem: nie da się ich przetestować w bezpiecznym środowisku, a więc innym niż Ziemia - mówi Sandberg. - Skutki, często trudne do przewidzenia i niekoniecznie pożądane, miałyby charakter globalny - dodaje.
- Jeśli ja chciałbym przetestować którąś ze swoich metod, mógłbym to zrobić na studencie medycyny - tłumaczy filozof. - Gdyby coś poszło nie po mojej myśli, otrzymałbym co najwyżej pozew. Skutek byłby tylko lokalny.
Antropotechnika to żadna nowość, jest znana ludziom od dawna. Sandberg, który zajmuje się nią naukowo, mówi:
- Wszystkie środki, które posiadamy, służą temu, żebyśmy stawali się lepsi. Wiele z nich jest kontrowersyjnych, ale nie brakuje też takich do których przywykliśmy - przekonuje filozof. - Ktoś powie: "to straszne, że ludzie będą brać pigułki na mądrość". Jednocześnie ta sama osoba szczepi się, pije wodę z fluorem chroniącym zęby czy podaje dziecku odżywki z solą jodowaną, która zapobiega uszkodzeniom mózgu u najmłodszych, tym samym pozwalając się szerzyć... inteligencji - zaznacza w wywodzie.
W tym szaleństwie jest metoda
Sandberg to dla wielu szalony naukowiec, jednak w jego szaleństwie jest metoda.
- Jestem sceptyczny, jeśli chodzi o to, czy którykolwiek z naszych pomysłów zostanie kiedykolwiek wdrożony. Nie mam także zamaru przedstawiac ich jako poważnego naukowego projektu. Bardziej interesuje mnie, jak te metody zainspirują pojedyncze osoby do własnej walki z globalnym ociepleniem - kończy Sandberg.
Autor: map/mj / Źródło: livescience.com