Naukowcy twierdzą, że poziom hałasu w oceanach jest blisko trzykrotnie wyższy, niż zarejestrowany około 30-40 lat temu. Najnowsze badania wykazały, że winnym jest nie tylko przemysł i duży ruch na oceanach. Wyższy hałas to skutek ocieplania się klimatu - lodowce łatwiej pękają, a huk towarzyszący wpadaniu brył do wody niesie się na tysiące kilometrów.
Wzrost głośności w oceanie wywoływany przez pękające lodowce potwierdziły badania Haru Matsumoto, inżyniera akustycznego z Uniwersytetu w Oregonie, współpracującego z Amerykańską Narodową Służbą Oceaniczną i Meteorologiczną (NOAA).
Poziom mogący zakłócić np. komunikację między waleniami, morświnami czy delfinami jest po prostu kolejnym fatalnym skutkiem ocieplania się klimatu i galopującego topnienia lodowców - podkreślają.
Hałas znikąd
Zespół Matsumoto pierwsze podejrzenia nabrał w 2008 roku podczas pomiarów prowadzonych na wybrzeżu Pacyfiku, kilkaset kilometrów od Panamy. Podczas analizy nagranych dźwięków naukowcy zauważyli nagły skok na skali.
Jak przyznaje Matsumoto, na początku nie mogli zrozumieć na co patrzą - w okolicy nie zarejestrowano ruchów płyt tektonicznych, nie przeprowadzano kontrolowanych wybuchów ani nie zarejestrowano erupcji wulkanów - ani tych na Ziemi, jak i tych pod wodą.
Kolejny uboczny efekt ocieplania
Dopiero po czasie naukowcy skojarzyli, co było przyczyną hałasu. Okazało się, że w międzyczasie pękła lodowa góra o nazwie C19. Ogromny fragment wielkości Rhode Island wpadł do wody, odłączając się od reszty lodowca. Towarzyszący temu łoskot zarejestrowały oddalone o 8 tysięcy kilometrów hydrofony należące do zespołu Matsumoto.
Dalsze analizy prowadzone przez naukowców wykazały, że najciszej w oceanie jest zimą, gdy lodowce są mocniej skute. Gdy temperatura wzrasta, częściej dochodzi do pęknięć, a masywne bryły lodu wpadają z hukiem do wody.
Autor: mb/rp / Źródło: Scientific American