Naukowiec z Pomorskiego Oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego, dr Andrzej Piotrowski, znalazł dowody na potwierdzenie przekazów kronikarzy, którzy pisali o tsunami na Bałtyku. Fala została nazwana przez nich Morskim Niedźwiedziem, ze względu na pomruk, który towarzyszył wodzie wdzierającej się na ląd. Wydarzenia te miały miejsce w 1497 roku oraz w drugiej połowie XVIII wieku.
Naukowiec poinformował, że w okolicach Dziwnowa została znaleziona warstwa piasku o uziarnieniu, które świadczy o przejściu tsunami. Ślady sięgają 1,4 km w głąb lądu.
- Warstwa ma grubość około 10 cm, znajduje się na głębokości około pół metra i jest bardzo dobrze czytelna w profilu geologicznym. Żółty piasek wyraźnie kontrastuje z czarna barwą torfów znajdujących się nad nim i pod nim. Piasek zawiera wymieszane mikroskamieniałości morskie i lądowe. Są w nim też tak zwane porwaki, czyli drobne bryłki torfu zerwanego z powierzchni lądu przez dużą energię cząstek wody - powiedział Piotrowski
Przyniesione przez wielką falę
Naukowiec wyjaśnił również, że w tych okolicach znajdują się dwie takie warstwy. Po badaniu radiowęglowym okazało się, że piasek został naniesiony późnym Średniowieczem, a druga płytsza musiała powstać w XVIII wieku. Te ułożenie zgadza się z kronikami opisującymi Morskiego Niedźwiedzia, który spowodował wielką powódź.
Wydarzenie opisał mnich z Darłowa
Kronikarz opisujący tsunami w 1497 roku to mnich, który mieszkał w klasztorze w Darłowie. Autor pisze: "Ósmego dnia po Narodzinach Maryi, roku 1497, w piątek w południe, zerwał się sztorm z północnego-zachodu i trwał do późnego wieczora wywołując powódź. W Darłówku zostały całkowicie zniszczone nabrzeża portowe, paraliżując na długi czas handel. Ich odbudowa pociągnęła za sobą wysokie koszty. Prawie wszystkie domy zostały rozmyte, wszystko bydło potonęło, a rzeczka (Lutowa łącząca Wieprzę z jeziorem Kopań) została zapiaszczona. Cztery cumujące w porcie statki, w tym duży +Kreyer+ zostały wyrzucone na ląd. Jeden koło Żukowa Morskiego, dwa koło klasztoru kartuzów, jeden aż w pobliżu kaplicy Św. Gertrudy. W klasztorze woda stała w krużgankach i w kościele do wysokości ołtarzy (...) sad mnichów został zniszczony, a ich piwo i wino zepsute tak, że nikt nie chciał go pić. W ogrodach przed miastem, po spłynięciu wody, znaleziono wiele ryb, a kapusta dostała od słonej wody słonawego posmaku. W okolicznych wsiach, szczególnie w Żukowie utonęło kilka osób (...) ucierpiało również samo miasto: w spichlerzach nad rzeką było pełno wody i wiele towarów się zmarnowało, okna w kościele zostały rozbite, w kościele parafialnym spadła część dachu z wieży, runęło też przedbramie Bramy Wieprzańskiej. Przewrócony został wiatrak we wsi Krupy. W Kościele, pleban i burmistrz, ogarnięci wielkim strachem, ślubowali każdego roku w owym dniu, świętować po uroczystym nabożeństwie i ku chwale Boga, Najświętszej Maryi i wszystkich świętych, przejść z procesją wokół miasta, przy czym rada miała nieść ufundowaną piękną świecę woskową i rozdzielać jałmużnę".
L.W. Brueggemann opisał fale z XVIII wieku
Druga potwierdzona fala tsunami z 1757 roku została opisana w 1779 roku. Autorem tej kroniki jest L. W. Brueggemann. Kronikarz opisuje: "Bałtyk posiada także często swoją własną pogodę, która z pogodą lądowa nie ma związku; czasami jednakże tylko rzadko, występuje podwodna burza w tymże (Bałtyku), o czym można wnioskować z tego, że przy czystym i spokojnym niebie, daje się słyszeć wzdłuż pomorskich brzegów morskich toczący się grzmot, a na ląd wyrzucane są nieżywe lub na wpół żywe ryby morskie i przybrzeżne. Tak było np. 3 kwietnia 1757 r. około południa przy spokojnej i jasnej pogodzie, brzeg Bałtyku koło Trzebiatowa nad Regą stał się nagle tak wzburzony, że wysokie fale zerwały duży prom zacumowany w porcie i przeniosły daleko na ląd. Po czym kiedy to (falowanie) się trzykrotnie powtórzyło morze stało się znowu spokojne. Żeglujący mieszkańcy wybrzeża nazywają to znane im zjawisko +Niedźwiedź Morski+".
Tsunami w Kołobrzegu
Poszukiwania historycznych fal tsunami prowadzi się też pod Kołobrzegiem, jednak naukowcy napotykają tu problemy.
- Ziemia na tych terenach była mocno przekształcona przed człowieka, dlatego ten obszar jest najtrudniejszy do zbadania. Prace jeszcze trwają - powiedział Piotrowski.
Naukowiec uważa, ze Morski Niedźwiedź z 1757 roku mógł mieć 3 metry wysokości.
- Tyle wówczas wynosiło zanurzenie statków handlowych, więc tyle było trzeba, żeby wyrzucić jednostkę daleko na ląd, jak to pisał kronikarz - wyjaśnia dr Piotrowski.
Meteotsunami, trzęsienie ziemi, a może meteoryt?
Naukowcy cały czas się zastanawiają, co spowodowało te fale tsunami. Estońscy naukowcy twierdzą, że mogło to być tak zwane meteotsunami, które mogło powstać na skutek specyficznego układu ciśnień. Ośrodek wysokiego ciśnienia znajduję się obok centrum niskiego ciśnienia, ruch tego układu nad morzem napędza fale. Jest to bardzo rzadkie zjawisko. Inna hipoteza mówi o trzęsieniu ziemi lub meteorycie.
- Do ustalenia przyczyn zjawiska potrzebne są badania dna Bałtyku. Być może zostaną przeprowadzone w przyszłości - powiedział Piotrowski.
Autor: mab/mj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock