Prawie 200 lat temu brytyjscy żołnierze w akcie zemsty za podpalenie swojej kanadyjskiej stolicy, wyruszyli na Waszyngton. I choć byli na dobrej drodze do zrównania miasta z ziemią, ich plany pokrzyżowało tornado.
Ten zapomniany incydent historii w amerykański dzień niepodległości, czyli wczoraj, przytoczył znany amerykański bloger i meteorolog, Anthony Watts.
W 1812 roku wybuchła tzw. wojna brytyjsko-amerykańska, zwana przez anglosasów War of 1812. Trwała trzy lata.
Latem 1814 roku 4,5 tys. Brytyjczyków uderzyło na Waszyngton, stolicę wyzwolonych ponad trzy dekady wcześniej Stanów Zjednoczonych. Zaskoczeni Amerykanie w ekspresowym tempie zaciągnęli armię liczącą 7 tys. żołnierzy, która 24 sierpnia wyszła naprzeciw Brytyjczykom i starła się z wrogimi wojskami.
Oddziały amerykańskie były źle zorganizowane, dlatego mimo przewagi liczebnej, szybko poniosły porażkę.
Nawałnica nie pozwoliła spłonąć stolicy
Po wygranej bitwie Brytyjczycy udali się do opuszczonego miasta. W stolicy nie został żaden z wysokich urzędników państwowych, z którym mogliby rozmawiać o warunkach kapitulacji. Jeden z dowódców armii beztrosko zjadł obiad w Białym Domu, po czym wydał rozkaz podłożenia ognia pod centrum Waszyngtonu. W ciągu kilku godzin ogień zajął dużą część miasta.
Rankiem 25 sierpnia Waszyngton wciąż płonął. Jednak wczesnym popołudniem, kiedy Brytyjczycy byli w trakcie niszczenia wszystkiego, co znaleźli na swojej drodze, ściemniło się, a na niebie zaczęło błyskać. Nadciągała burza.
Wiatr stawał się coraz silniejszy, aż zamienił się w tornado, które uderzyło w samo centrum miasta - dokładnie tam, gdzie grasowali Brytyjczycy. Rozpętało się piekło. Połamane gałęzie, dachy domów i brytyjskie armaty latały w powietrzu. Kilku żołnierzy-najeźdźców zginęło uderzonych przez gruz.
Deszcz zgasił ogień
Wiatr ucichł szybko, ale padało jeszcze przez dwie godziny. Deszcz ugasił pożar, chroniąc tym samym Waszyngton przed doszczętnym spłonięciem. Wstrząśnięci Brytyjczycy zaczęli przygotowywać się do opuszczenia miasta, ale nawałnica uszkodziła ich okręty. Obywatele Waszyngtonu byli przekonani, że tornado przyszło na skutek boskiej interwencji.
Urzędnicy, na czele z prezydentem Jamesem Madisonem, wrócili do miasta, Brytyjczycy już nigdy nie zdecydowali się zaatakować stolicy, a tornada wciąż zdarzają się w Waszyngtonie bardzo rzadko i niespodziewanie.
Autor: map//ŁUD / Źródło: wattsupwiththat.com