Roel Llarena już nigdy nie wejdzie z turystami na wulkan Mayon. - Przeklinam go, nigdy więcej się do niego nie zbliżę - mówił przewodnik, który przeżył erupcję. Llarena podzielił się swoimi przeżyciami z dziennikarzami.
Pięciu jego towarzyszy zginęło, gdy wulkan wypluł z siebie gorący popiół i kamienie. Postanowił opowiedzieć, jak wyglądała erupcja, która miała miejsce tuż przy nich, gdy osiągnęli szczyt wulkanu.
Horror w obłokach gorącego popiołu
Llarena ma 33 lata, i do tej pory pracował jako przewodnik turystów. Prowadził ich na szczyt wulkanu Mayon od wielu lat.
- Stałem jak wryty. Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Nie miałem pojęcia, co robić. To była scena jak z horroru - przynaje szczerze. Llarena był wraz ze swoją grupą na szczycie wulkanu, gdy ten wypluł w powietrze kolumnę gorącego popiołu i setki ciężkich kamieni. - Wspominam ich jako bardzo miłych, pogodnych ludzi - mówił w rozmowie z dziennikarzami. - Wieczór przed erupcją spędziliśmy przy ognisku, opowiadając różne historie, wspólnie się śmiejąc.
Wspominał także, jak jeden z jego przyjaciół, Nicanor Mabao, również przewodnik, starał się uratować życie jednej z kobiet, odciągając ją jak najdalej za plecak. Jednak wszyscy zginęli w chmurze gorącego popiołu, przygnieceni odłamkami kamieni wypluwanymi przez wulkan.
"Przeklinam go"
Nie są to pierwsze ofiary wulkanu Mayon. Wcześniejsze erupcje także zebrały śmiertelne żniwo wśród ludzi, gdy wypluwał chmury popiołu i zasypywał okolice kamieniami. Naukowcy wiedzą, że wulkan budzi się średnio raz na około 10 lat. Tego wybuchu jednak nic nie zapowiadało. Przewodnicy, którzy znają go na wylot, również nie zauważyli żadnych niepokojących oznak jego aktywności.
Roel Llarena już nigdy nie wejdzie z turystami na wulkan. - Przeklinam go, nigdy więcej się do niego nie zbliżę - mówił rozgoryczony.
Autor: mb/mj / Źródło: News.com.au/PAP/EPA