Polak pobił rekord w najdłuższym biegu na bieżni mechanicznej. Krzysztof Tumko do godziny 12.00 w niedzielę 19 kwietnia przebiegł 824,69 km. - Wszystko zaczęło się od akcji jednego z fitness klubów w Lesznie - wspominał w rozmowie z TVN Meteo Active.
Krzysztof Tumko jest byłym żołnierzem i ultramaratończykiem. Pochodzi z niewielkiej wsi Ziemnice koło Leszna (woj. wielkopolskie). Jak to się stało, że postanowił pobić rekord Guinnessa?
Akcja-reakcja
- Wszystko zaczęło się od akcji jednego z fitness klubów w Lesznie. Można było "wybiegać" swój karnet. Kiedy pojawiliśmy się na miejscu, mój kolega powiedział, że przebiegnę 50 kilometrów. Pomyślałem "no, dobra" i zrobiłem to w bardzo dobrym czasie - opowiadał Tumko. - Później zacząłem szukać w internecie czegoś większego i tak trafiłem na ten rekord Guinnessa - mówi biegacz, który "podniósł poprzeczkę".
"O włos"
W listopadzie 2013 roku były żołnierz podjął się próby pobicia rekordu. 822,31 kilometra, które w 2012 roku przebiegł Francuz Michelle Micaletti, nie przerażało ultramaratończyka. Doświadczenie biegowe Tumki jednoznacznie wskazywało na to, że pobije wynik rywala. I faktycznie - było o włos. Niestety, na kilkanaście godzin przez końcem limitu czasu i na około 80 kilometrów przed rekordowym dystansem Krzysztof złapał kontuzję i zmuszony był przerwać bieg.
- Naderwałem wówczas mięsień dwugłowy. Zostało mi jeszcze 12 godzin i gdyby nie ta kontuzja, to ten rekord na pewny by wtedy padł - powiedział biegacz portalowi TVN Meteo Active.
Niezłomny duch
Kolejnej próby ultramaratończyk podjął się w tym roku. Rozpoczął bieg 12 kwietnia o godzinie 12:00 i zakończył go 19 kwietnia, także o godzinie 12:00, przebiegając w sumie 824,69 km.
Wynik ostatecznie może ulec zmianie; komputer bieżni liczył go z dokładnością do 0,001 km, zaś dla potrzeb rekordu mierzono pokonywany dystans z dokładnością do 0,01 km. Wynik z maszyny zaokrąglano zawsze do dwóch miejsc po przecinku, odcinając tysięczne części kilometra. Faktyczny dystans jest dłuższy i trzeba go obliczyć.
- Nasz plan przygotowawczy przez pół roku był realizowany w 110 procentach. On ma tak mocną psychikę, że o rezultat się nie bałem. Miał kryzysy, co jest zupełnie normalne przy tak długim biegu - powiedział portalowi sport.elka.pl trener Krzysztofa, Adam Draczyński.
"Wrócił z zaświatów"
- Mieliśmy w planie pokonywanie dziennie 120 km, w środę był pierwszy kryzys, gdzie Krzysiek przebiegł jedynie 60 kilometrów. Od tego momentu musieliśmy gonić. Drugi kryzys był w nocy - mówił fizjoterapeuta Wojciech Hetman.
W ostatnią dobę Krzysztof musiał przebiec 170 km, co, biorąc pod uwagę jego zmęczenie, wydawało się prawie niemożliwe. - Można powiedzieć, że Krzysiek wrócił z zaświatów. Zszedł z bieżni i przez 10-15 minut się nie ruszał, zapadł w sen. Nie wiem, jak udało się go postawić na nogi - wspominał fizjoterapeuta.
Drużyna wsparcia
Życie rodziny ultramaratończyka przez ostatni tydzień było podporządkowane planowanemu wyczynowi.
- To są najtrudniejsze momenty, kiedy schodzi z bieżni, pomagam mu założyć buty i widzę jak bardzo go boli - mówiła żona sportowca, Michalina Tumko. - Jestem bardzo dumna z Krzyśka - podkreśliła, nie kryjąc wzruszenia. Wzruszenia i dumy nie ukrywala też mama ultramaratończyka, Halina Tumko. - Zawsze powtarzał, że musi zrobić coś wielkiego, że musi być kimś - mówiła.
Autor: Marcin Kargol/kka///stella/mk / Źródło: www.facebook.com/KrzysztofTumkoRunner, www.fitnessklubsporting.pl, sporting24.pl, sport.elka.pl