Pewien Kanadyjczyk ustanowił nową definicję wytrzymałości. W trakcie ultramaratonu został trafiony przez piorun. Nie przeszkodziło mu to jednak w pokonaniu całej trasy.
Do zdarzenia doszło około 100 km od linii startu corocznego ultramaratonu, w którym zawodnicy muszą pokonać ponad 170 km. Campbell oraz jedna z osób narzucających tempo byli akurat na najwyższym wzniesieniu trasy, kiedy nadeszła burza.
Piorun w biegu nie przeszkadza
- Tam na górze nie ma nic, zupełnie nie ma się gdzie schować. Ani skał, ani drzew - po prostu nic. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy dalej biec i jak najszybciej uciec ze szczytu - opowiadał Campbell, którego trafił piorun.
Mężczyzna pokonał pozostały dystans i dotarł na metę z czasem 25:56:36 jako trzeci z spośród 140 uczestników.
Groźna i długa trasa
- Ten bieg jest ciężki nawet bez piorunów - przyznał mężczyzna, który przeżył dzięki kaskowi z lampką. Trasa wyścigu przebiega przez pustynię, wzniesienia i inne malownicze tereny Kolorado.
Bieg jest jednak bardzo niebezpieczny - uczestnikom grożą mi rozmaite urazy spowodowane przez śnieg i zimno, brak wody pitnej, wysoki poziom wód czy właśnie burze.
Podwójne zagrożenie
Podczas biegu można również natknąć się na spotkanie oko w oko z pumą lub niedźwiedziem. Na niektórych fragmentach trzeba uważać na wzmożony ruch uliczny - kawałek trasy trzeba przebiec poboczem po ciemku. Uczestnicy wyścigu są ostrzegani, że do kilku miejsc nie jest w stanie szybko dotrzeć żadna pomoc.
Autor: mb/map / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Twitter.com